O czym mam opowiedzieć ludziom na radiowej antenie? - rozpaczliwie zapytałam samą siebie po ostatniej konferencji premiera. O tym, że Donald Tusk dementuje, iż nie zamordował 96 osób, jak mówił wcześniej Jarosław Kaczyński? Czy o tym, że współżycie z liderem opozycji w jednym kraju jest nieznośne? Czy może o tym, że Donald Tusk twierdzi, że Jarosław Kaczyński dewastuje kraj, a Jarosław Kaczyński odpowiada, że to nie on dewastuje kraj tylko Donald Tusk? Przecież to do cholery szaleństwo.

W polskiej polityce można powiedzieć już wszystko. Słowa coraz mocniejsze i ostre nie robią żadnego wrażenia. Rubikon dawno został przekroczony. Lider opozycji oskarża rząd i premiera o morderstwo, zabójstwo, mataczenie? Nie ma sprawy, to normalka. Lider opozycji dzieli Polaków na swych wyznawców - tych dobrych, prawych i sprawiedliwych i całą resztę, czyli tych gorszych, których trzeba obudzić? No trudno. Z drugiej strony większość polityków partii rządzącej zaciera ręce i powtarza: "Super, że ktoś znów uruchomił Jarosława "smoleńskiego", będzie prościej i przyjemniej". Prościej i przyjemniej, bo nie trzeba zajmować się słabnącą gospodarką, słabym urzędniczym aparatem i wszystkimi ważnymi kłopotami naszego państwa. Można wrócić na barykady.

Mam dość, tak jak wtedy, gdy dwa lata temu na Krakowskim Przedmieściu słyszałam z jednej strony: "Tu jest Polska", a z drugiej: "Nie, bo tu jest prawdziwa Polska". I stałam tak sobie po środku i ze smutkiem myślałam, że chyba zabrakło dla mnie miejsca w tym pociągu. Do wyboru albo "niesłychana wprost zbrodnia" albo "państwo zdało egzamin". A jeśli ani to, ani to? Dziękuję, wysiadam.