W piątek mogą odbyć się uroczystości pogrzebowe Gerarda Cieślika. Dziś rozmawiali na ten temat m.in. bliscy legendarnego piłkarza i działacze Ruchu Chorzów. Przed stadionem ustawiono natomiast jego powiększone zdjęcie. Kibice wciąż przychodzą na miejsce i zapalają znicze. Cieślik zapadł im w pamięć dzięki bramkom zdobytym w latach 50. w meczu reprezentacji Polski z ZSRR oraz oddaniu klubowym barwom.
Gerard Cieślik i legendarny mecz ze związkiem radzieckim w Chorzowie w 1957 roku to było coś więcej niż tylko sport. On przeszedł do legendy, bo pokonał wtedy Ruskich - wspomina jeden z kibiców. Polska wygrała wtedy 2:1, a obie bramki strzelił właśnie Cieślik. Po meczu kibice na ramionach znosili go z boiska.
Precyzyjnego strzelania Cieślik uczył się grając słynnymi szmaciankami, które przez lata sam też robił. To były takie kawałki materiału wpychane do środka i ubijane, a potem zaszywane. Ubijało się je, żeby szmacianka była twarda. Czasem do środka wsadzało się też kawałek ołowiu. Na koniec wszystko to było zszywane - wspomina inny zawodnik chorzowskiej drużyny Edward Lorens.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Cieślik trenował też młodych piłkarzy. Mieliśmy taki kawałek muru z otworami. I on uczył nas strzelać i trafiać w te otwory. Chodziło o precyzję - wspomina kolejny były piłkarz Dariusz Gęsior.
Gerard Cieślik nigdy nie zmienił barw klubowych. Na trybunach stadionu na Cichej w Chorzowie siadał na tym samym krzesełku. Jak tylko był na meczu, zawsze siedział tu, po prawej stronie, obok przejścia - wspomina Gęsior.I teraz nikt tego miejsca nie będzie już zajmował. Najprawdopodobniej, jak tylko w Chorzowie powstanie nowy stadion, będzie nosił właśnie jego imię.
W barwach chorzowskiej drużyny rozegrał ponad 230 spotkań i strzelił ponad 160 goli. W reprezentacji Polski grał 45 razy i zdobył 27 bramek.
(MRod)