Tomasz Mackiewicz, który piąty sezon z rzędu zamierza wejść na niezdobytą zimą Nangę Parbat (8126 m), nie podjął próby ataku szczytowego. Lider wyprawy Włoch Daniele Nardi uznał jego działania wraz z Francuzką Elizabeth Revol za niezgodne z ustaleniami.

REKLAMA

Włoch wydał oświadczenie, że wejście na wysokość 7000 m Polaka i Francuzki było niezgodne z wcześniejszymi ustaleniami i zasadami współpracy między obydwiema grupami. Mackiewicz prawdopodobnie rozpoczął zejście do bazy.

Rok temu na ten sam szczyt, także o tej porze, z Mackiewiczem wspinał się Jacek Teler. Jak podkreślił, w górach wysokich najważniejsze jest działanie fair play, takie "po ludzku".

Nikt, nawet lider nie ma prawa zabronić wspinaczki innym. Może natomiast interweniować, gdy zachowanie uczestnika bezpośrednio godzi w bezpieczeństwo innych członków lub gdy przekracza warunki pozwolenia wydane przez władze, w tym przypadku pakistańskie. To, co robimy w górach nie jest skodyfikowane, ale opierać się powinno na zaufaniu - powiedział eler, który śledzi działania wyprawy.

Teler uważa, że trudno oceniać sytuację na podstawie informacji z internetu nie wiedząc, jaka była umowa między uczestnikami.

Na razie znamy punkt widzenia Nardiego. Czekam na wersję drugiej strony. Ale jeśli ktoś wychodzi w górę, nie bierze radia ofiarowanego przez Włocha, nie informuje lidera o planach, nie odpowiada na jego sms-y i nie kontaktuje się z nim przez 10 dni, a są dowody, że ma sprawny telefon - nie jest to w porządku. Nie dziwię się, że Nardi jest wkurzony. Też bym się denerwował, martwił jako człowiek, a jako lider podwójnie - zaznaczył himalaista, organizator ponad 70 wypraw na czterech kontynentach.

Jego zdaniem Mackiewicz i Francuzka powini jak najszybciej schodzić do bazy. I to nie tylko z uwagi na nieporozumienia z Włochem, ale przede wszystkim z powodu nadciągającego załamania pogody.

Śledzę prognozy od lat. Okno, które było w ostatnich czterech dniach było najdłuższym okresem dobrej aury od trzech lat. Na szczycie wieje teraz wiatr z prędkością około 70 km/h, co daje odczuwalną temperaturę minus 40 stopni. W niedzielę będzie narastał i lada moment osiągnie siłę huraganu 100 km/h. Do tego dojdzie opad śniegu, który utrudni orientację na logistycznie zawiłych odcinkach lodowca. Przypuszczam, że droga jest słabo zaporęczowana. Zapewne mają tylko linę do wzajemnej asekuracji, a to oznacza, że zejście może trwać ponad dwie doby
- powiedział Teler.

Oprócz wyprawy włosko-polsko-francuskiej Nangę Parbat atakuje w tym roku zespół Rosjan, ale inną drogą. Góra oparła się już ponad 20 próbom wdarcia się zimą na jej wierzchołek.

Nardi zmienił nawet swe plany. Czeka na Mackiewicza oraz Revol i jest gotowy na pospieszenie z pomocą, gdyby była taka potrzeba. Patrząc na to co się dzieje nie skreślam ich szans na zdobycie góry, ale będą one zdecydowanie mniejsze, jeśli będą działać osobno. Atutem Polaka i Włocha jest znajomość góry. Rosjanie natomiast stanowią silny zespół, w którym połączono doświadczenie z młodością. Działają ostrożnie. Największym problemem jest to, że nie znają Nangi i wybrali trudną orientacyjnie drogę Schella. W ciągu 10 lat powtórzono ją latem tylko raz - zaznaczył Teler.

W 2014 roku mieszkający w Warszawie Mackiewicz wraz z Niemcem Davidem Goettlerem dotarł na prawie 7200 m. Musieli jednak zawrócić z powodu silnego wiatru, mrozu i słabej widoczności. W 2013 roku Polak był na 7400 m. Rekord zimowych zmagań z "Nagą Górą" należy do Zbigniewa Trzmiela, który podczas wyprawy kierowanej przez Andrzeja Zawadę w 1997 roku wspiął się na 7800 m.

Na dziesięć spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi zimą wspięli się Polacy, w tym na jeden z Simone Moro. Włoch w 2014 roku atakował Nangę Parbat, ale wycofał się z uwagi na lawinę. Drugim niezdobytym o tej porze roku szczytem jest K2 (8611 m).

Nanga Parbat jest jednym z najbardziej wymagających ośmiotysięczników. Świadczy o tym liczba dotychczasowych zdobywców, nieznacznie przekraczająca 300 osób. Pod względem wypadków śmiertelnych (ponad 60) zajmuje niechlubne, drugie miejsce, za K2. W 1970 roku na "Nagiej Górze" pozostał na zawsze Gunther Messner. Jego brata Reinholda uratowali od śmierci w dolnych partiach drwale i pasterze. Pierwszego wejścia dokonał 3 lipca 1953 roku Herman Buhl. 29-letni wówczas Austriak samotnie, bez tlenu, przebył ostatnie 1300 m na flance Rakhiot, będąc pod wpływem środka dopingującego na bazie amfetaminy.