Dwa zjazdy i slalom - tak wygląda plan weekendowych startów dla narciarzy alpejskich. W piątek i sobotę panowie będą rywalizować na legendarnej trasie Streif. W niedzielę na deser jeszcze rywalizacja w slalomie. Pula nagród zawodów w austriackim kurorcie to aż milion euro. Legendarne miejsce przyciąga wielu celebrytów i wielkie gwiazdy niczym Grand Prix F1 w Monako. O zawodach w Kitzbühel Patryk Serwański rozmawiał z komentatorem Eurosportu Marcinem Szafrańskim.

REKLAMA

Jak narodziła się legenda Kitzbühel? To wypadkowa bardzo długiej historii rywalizacji w tym właśnie miejscu i wyjątkowo trudnej trasy Die Streif. Po raz pierwszy w austriackim kurorcie narciarze walczyli w 1931 roku. Puchar Świata jest tam organizowany od 1967 roku. Trasa Streif ma ponad 3 kilometry. Zawodnicy startują z wysokości ponad 1600 m. n.p.m.. Finiszują niemal w centrum Kitzbühel - 800 metrów niżej.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Przed nami weekend z narciarstwem alpejskim w Kitzbühel

Nie trzeba rozdzielać aspektu historycznego od trudności czysto sportowej. To jest klasyk, święty Graal narciarstwa. Każdy zjazdowiec marzy o tym, by choć raz wygrać zawody na słynnym Streifie. Cała legenda zbudowana jest wokół historii i właśnie niebywałej trudności tej trasy. Zachęcam na nasze relacje od piątku, bo warto się przekonać, jak to wygląda. Od startu zawodnik w 3 sekundy rozpędza się do ponad 100 km/h. Później najeżdżasz na próg i skaczesz od 30 do 80 metrów. Dalej mamy lodową, pionową ścianę, gdzie trzeba wykonać trzy skręty. To dopiero początek trasy. Równie wymagająca jest końcówka tej trasy - opowiada komentator Eurosportu Marcin Szafrański.

Trudności może sprawić też słońce, bo jest na trasie nasłoneczniony fragment. Zawodnicy wyjeżdżają z cienia i muszą szybko przyzwyczaić wzrok do zupełnie innych warunków. To wszystko przy stale rosnącej prędkości.

Wszystko to powoduje, że do Kitzbühel przyjeżdżają wielkie postaci kultury czy polityki by obserwować zmagania na arcytrudnej trasie. Podobnie robią dziesiątki tysięcy kibiców zakochanych w narciarstwie alpejskim. Jeśli chodzi o popularność to zawody w Kitzbühel można porównać do Grand Prix Formuły 1 w Monako. Za popularnością idą także pieniądze. Pula nagród w tym roku na cały weekend to milion euro. Ogromną popularnością cieszy się szczególnie hotel Kaiserhof. Z pokojów tego obiektu widać trasę i linię mety. To tam stacjonują największe gwiazdy, płacąc za nocleg ogromne pieniądze.

A kto w tym roku może sięgnąć po zwycięstwo? W dwóch ostatnich latach triumfował Szwajcar Beat Feuz. Czy teraz jest w stanie to powtórzyć?

To byłoby genialne, gdyby się udało Beatowi wygrać. To będzie przecież jego ostatni start w karierze. W Wengen u siebie mu się nie udało, bo niesamowicie mocny jest Kilde i nie widzę innego faworyta niż właśnie Norweg. Kilde ma teraz wszystko świetnie pospinane. Cały sztab ludzi na niego pracuje. Do tego świetna kondycja fizyczna. Mocna głowa. Zaskakuje mnie lider Pucharu Świata Szwajcar Marco Odermatt. Był drugi w Wengen - to jak na dość młodego zawodnika na takiej trasie, wymagającej doświadczenia, bardzo dobry wynik. Spodziewam się norwesko-szwajcarskiej walki. Natomiast Austriacy na pewno będą chcieli powalczyć. Mają przecież świetnych zawodników, ale ten sezon jakoś im się na razie nie układa - uważa Marcin Szafrański.