Remigiusz Siudziński – ultrakolarz. Opowiedział Patrykowi Serwańskiemu o swojej pasji i przygotowaniach do najtrudniejszego startu w karierze – wyścigu po USA – Race Across America. „Najważniejsze są wytrzymałość i przygotowanie mentalne” – mówi Siudziński, który w trakcie wyścigu śpi tylko 2-3 godziny na dobę.

REKLAMA

Patryk Serwański: Jaki element treningu jest kluczowy w ultrakolarstwie?

Remigiusz Siudziński: Są dwa główne elementy. Pierwszy to oczywiście wytrzymałość. Trzeba przejechać naprawdę dużo kilometrów, najlepiej podczas długich treningów. Moje treningi trwają nawet ponad 7 godzin. Staram się jechać niezbyt szybkim, równym tempem. Są też treningi poszczególnych elementów - podjazdów, trening siłowy, ale to dodatki. Bardzo ważny jest też trening mentalny. Trzeba być przygotowanym na różne niespodzianki, nie wygody, zmęczenie.

Podczas tak ekstremalnych wyścigów musi pan z pewnością dostarczać swojemu organizmowi spore ilości kalorii.

Mamy to wszystko policzone. Podczas wysiłku potrzebuję około 500 kalorii na godzinę. Łatwo to policzyć, bo będę dziennie jechał 21 godzin.

Skąd pomysł na ultrakolarstwo? Sport kojarzy nam się z przyjemnością, a pan będzie dziennie jechał na rowerze przez 21 godzin. To nie brzmi jak frajda, raczej jak mordęga...

Oczywiście nie każdy będzie to lubił. Nie wiem z czego to wynika? Osobowość, genetyka? Ja uwielbiam kolarstwo. Zacząłem startować w wyścigach MTB, ale były dla mnie zbyt krótkie. Chciałem jeździć dłużej, bez przerwy. Spotkałem podobnych zapaleńców, rozumiemy się bez słów i realizujemy naszą pasję, choć oni jeżdżą na trochę krótszych dystansach.

Kiedy dociera pan do mety takiego ultrakolarskiego wyścigu marzy pan tylko o łóżku i odpoczynku?

Kiedy jesteś na mecie odczuwasz ogromne emocje. Kiedy pokonałem Race Around Austria czułem się dziwnie. Jazda trwała pięć i pół dnia. Na mecie po przerwaniu tego wysiłku nie czułem zmęczenia. Miałem wielką potrzebę gadania. Właściwie wcale mi się nie chciało spać. Pytałem ludzi z mojego zespołu wsparcia o różne rzeczy, oni kolejno zasypiali i w końcu okazało się, że nikt już mnie nie słucha.

A to wszystko jest bezpieczne? Przy takim wysiłku nie zdarza się zaśnięcie na rowerze? Podczas zjazdu, przy dużej prędkości to może być niebezpieczne.

To prawda. Ten sport polega na oszukaniu potrzeby snu. Śpi się 2-3 godziny na dobę. Zdarzają się niebezpieczne momenty. Kiedy po długiej jeździe czeka mnie trudny zjazd wiem, że muszę się skoncentrować. Wie to też mój zespół, który wspiera mnie na trasie. Jeśli człowiek odpowiednio przygotuje się do wyścigu można to wszystko pokonać, zaplanować. Ja wiem jak jeździć na tych długich dystansach.

No ale zdarzają się zaśnięcia na trasie?

Tak. Mi to się zdarzyło kilka razy. Zespół jest w stanie już rozpoznać takie sytuacje. Wtedy koledzy albo proponują mi kawę, albo krótką, kilkunastominutową drzemkę.

W jakich krajach modne jest ultrakolarstwo?

W Stanach jest bardzo dużo ultrakolarzy. Przejazdy ze wschodu na zachód, z północy na południe. Wszystkie trasy mają swoje rekordy. Teraz szykuje się do Race Across America. To najtrudniejszy wyścig tego typu na świecie. W Europie jest spora grupa Austriaków, Szwajcarów, są Słoweńcy. A jeśli chodzi o Race Across America wystartuje nas 50 z różnych części świata.

Program całej wyprawy i przygotowań jest oczywiście rozpisany?

Tak. Mamy wszystko logistycznie przygotowane. Wiemy co robić na miejscu. Ze sobą zabierzemy tylko część sprzętu. Resztę będziemy organizować na miejscu. Do tego dochodzi seria spotkań przed wyścigiem dotyczących choćby kwestii bezpieczeństwa. Ciągle dopinamy budżet, szukamy pieniędzy na zakup dwóch rowerów, na których będę jeździł. Można mi pomóc zebrać fundusze. Zapraszam na stronę polakpotrafi.pl.

No właśnie. Jak zużywa się sprzęt podczas tak wyczerpującej próby. Rowery wytrzymują?

Rowery szosowe nie są narażone na błoto, jazdę w terenie. Nie wymagają takiej opieki jak rowery górskie, ale oczywiście bardzo zużywają się opony, zdarzają się przedziurawienia dętki. Trzeba na bieżąco oliwić łańcuch. Plan mamy taki, że zabieramy dwa rowery i jeśli z jednym dzieje się coś złego przesiadam się na drugi identyczny, a pierwszym zajmuje się zespół. Trzeba wymieniać lampki, baterie w liczniku. Wszystko musi być przygotowane perfekcyjnie.

Po paru dniach po wyścigu ma pan ochotę znów wskoczyć na rower czy czuje pan takie "rowerowe przejedzenie"?

Po wyścigu jeszcze przez parę tygodni jest się w takim odmiennym stanie. Trochę w takim podniosłym, trochę w otępiałym. Ciało dochodzi do siebie szybciej niż umysł. Mam ochotę na rower, ale przychodzi to po jakimś czasie.

Start w USA w tak prestiżowym wyścigu to taki prezent na czterdzieste urodziny, bo nie tak dawno obchodził pan swój jubileusz.

Połączenie z czterdziestymi urodzinami nie było planowane. Marzeniem był po prostu udział w tym wyścigu. To marzenie zakiełkowało we mnie 10 lat temu. Nie byłem wtedy tak doświadczony, nie miałem umiejętności, ale widziałem, że jeśli się temu poświęcę to sobie poradzę. Zacząłem treningi od 100 kilometrów ale wiedziałem, że jeśli systematycznie będę zwiększał ten dystans to dojdę do tych 4800 kilometrów. Jestem analitykiem więc policzenie tego wszystkiego było dla mnie stosunkowo łatwe.