23 listopada na warszawskim Torwarze odbędzie się „Artur Siódmiak Camp”, czyli największa w Polsce lekcja WF-u. Jednym z ambasadorów akcji jest dwukrotny mistrz olimpijskie Tomasz Majewski. Jak mówi w rozmowie z RMF FM, taka impreza to świetny sposób by zainteresować dziecko sportem. „Mam nadzieję, że będzie świetna atmosfera, świetna zabawa. Część dzieciaków na pewno zostanie przy sporcie” – dodaje Majewski.

REKLAMA

Patryk Serwański, RMF FM: Jak wspominasz swoje własne lekcje WF-u ze szkoły podstawowej?

Tomasz Majewski: W szkole podstawowej mieliśmy słabe warunki. To była wiejska szkoła, ale na WF chodziliśmy bardzo chętnie, mimo że nauczyciele często się zmieniali. Ćwiczyliśmy w parku, na korytarzu albo na boisku. Mieliśmy jednego dobrego nauczyciela, który uczył nas przez kilka lat. Starał się to wszystko animować. Wciągał dzieciaki na biegi przełajowe, pokazywał nam też lekkoatletykę, więc miałem okazję spróbować swojej późniejszej dyscypliny. Nawet startowałem na zawodach międzyszkolnych. Także mimo braku infrastruktury nie było tak źle.

Dziś często infrastruktura nie jest problemem, ale czy nie brakuje właśnie nauczycieli-pasjonatów? Bo w idealnym modelu to oni powinni pokazać dzieciakom różne dyscypliny, a także tych najzdolniejszych pchnąć dalej na sportową ścieżkę - choćby do klubów.

Tak to powinno wyglądać. To nauczyciel jako pierwszy powinien widzieć talent dziecka. Przede wszystkim zainteresować sportem, a potem skierować do konkretnej dyscypliny. Są tacy ludzie, są takie ośrodki. Widać, że ktoś ma dobre oko i potem stamtąd ludzie trafiają do sportu. Musi być człowiek, który ma ten dar. Potrafi wyłowić talent, namówić. Jest tak, że z określonych podstawówek ludzie cyklicznie trafiają do większego sportu. Ktoś miał pomysł, odwagę i dobrze pokierował młodego człowieka. Trzeba doceniać takich ludzi. Bez nich nie byłoby napływu talentów do różnych dyscyplin.

Taką osobą jest kulomiot Rafał Kownatke. Aktywny zawodnik, ale i nauczyciel, animator sportu, który prężnie działa na Pomorzu.

Ważne są takie osoby. Jest kilka przykładów osób, które normalnie pracują a do tego trenują i łączą te dwie kariery. Taki przykład jest najlepszy. Jeżeli uczniowie mogą dopingować swojego nauczyciela, a potem sami mogą startować i rywalizować z innymi. To świetna sprawa i przykład warty odnotowania. Lepszej zachęty do sportu nie ma.

Wreszcie są takie imprezy jak "Artur Siódmiak Camp". Na tej wielkiej lekcji WF-u mają być gwiazdy sportu takie jak ty. Dla dzieciaków to, że kogoś pochwalisz, pokażesz ćwiczenie, coś skorygujesz, albo przybijesz piątkę to będzie wielkie przeżycie.

Nie ma lepszych magnesów do sportu niż wielcy sportowcy, a najlepiej w takiej właśnie namacalnej formie. Kiedy można zobaczyć, jak się zachowują, jak wyglądają. Do tego będzie można poćwiczyć ze mną czy innymi zawodnikami. Takie akcje trzeba propagować. Pokus na dziecko czeka dużo. Trzeba szukać sposobu, by zainteresować dzieci sportem. Mam nadzieję, że będzie świetna atmosfera, świetna zabawa. Część dzieciaków na pewno zostanie przy sporcie.

To też dla ciebie okazja, by podejrzeć jak taka impreza się odbywa. W końcu teraz jako działacz będziesz sam szukał na Mazowszu młodych lekkoatletycznych talentów.

Tak. Szukamy talentów, a zachęcamy głównie do lekkiej atletyki. Pamiętajcie, że trenując właśnie tę dyscyplinę ma się otwartą drogę do innych sportów. W drugą stronę to już tak nie działa. Lekkoatletyka to podstawa treningu w każdym sporcie. Przede wszystkim trzeba zachęcać, pokazywać piękno sportu. Jako prezes mazowieckiej i warszawskiej lekkiej atletyki mam z tym problem. Warszawa to jeszcze więcej pokus. Dzieciaki na treningi czy nawet lekcje WF-u ciężko ściągać, ale próbujemy.

To może trzeba szukać nowych gwiazd sportu nie w Warszawie, ale po prostu w małych ośrodkach, na wsi?

To się zgadza i się nie zmienia. Spójrzmy na życiorysy naszych medalistów olimpijskich. Większość pochodzi z małych miejscowości ze wsi. Takie osoby mają większy pęd do sportu. Są przyzwyczajone do pracy, a dzięki temu lepiej przystosowują się do rytmu treningowego. Mają też chęć poznania świata. Sport to ciągle szansa na wyrwanie się z pewnych środowisk. W wielu małych ośrodkach sport rozwija się dużo lepiej niż w dużych miastach. Zarówno jeśli chodzi o obiekty czy pomoc samorządu. Czasami na prowincji łatwiej ten talent rozwinąć, żeby potem mógł trafić do większych ośrodków. Jak wielu warszawskich sportowców jestem spoza stolicy. Ale i w dużych miastach zdarzają się talenty. Trzeba szukać wszędzie, ale na prowincji jest trochę łatwiej.

TUTAJ MOŻECIE ZAPISAĆ SIĘ NA "ARTUR SIÓDMIAK CAMP".