Do skandalicznego zdarzenia doszło podczas ekstraklasowego meczu Lecha Poznań z Legią Warszawą. W drugiej połowie spotkania kibice rzucali butelkami w stronę piłkarzy stołecznego klubu.

REKLAMA

Mecz zakończył się remisem - podczas spotkania nie padła ani jedna bramka. Zarówno między zespołami, jak i kibicami panowała napięta atmosfera.

Pod koniec meczu w leżącego na boisku piłkarza gości Lindsaya Rose'a i bramkarza Kacpra Tobiasza poleciały z trybun butelki. Sędzia Piotr Lasyk nie zareagował na tę sytuację.

Ostra gra i mecz bez bramek

Lechici zaczęli spotkanie z dużym animuszem i zepchnęli rywali do obrony. Już w 7. minucie gospodarze powinni objąć prowadzenie. Maik Nawrocki źle obliczył lot piłki i Joao Amaral znalazł się w sytuacji sam na sam. Bramkarz Legii Kacper Tobiasz efektownym szpagatem obronił strzał Portugalczyka, który nie po raz pierwszy w tym sezonie zmarnował taką szansę. Jak się później okazało, była to najlepsza sytuacja w tym meczu.

Po kwadransie gra zaczęła przenosić się pod bramkę Filipa Bednarka. Groźnie z linii pola karnego uderzył Paweł Wszołek, ale obrońcy Lecha zdołali zablokować piłkę. Kilka minut później szybki atak poznaniaków mógł zakończyć się powodzeniem, lecz po trochę przypadkowych odbiciach, piłka znalazła się pod nogami Amarala. Pomocnik "Kolejorza" przewrócił się i nie trafił w futbolówkę.

Goście opanowali środek boiska, dość łatwo przerywali akcje i przez kilkanaście minut dominowali na boisku. Jedynym efektem ich przewagi było zablokowane uderzenie Ernesta Muciego.

W końcówce pierwszej odsłony Lech się przebudził - niecelnie główkował Michał Skóraś, a Jesper Karlstroem z linii pola karnego mocno uderzył pod poprzeczkę, lecz Tobiasz przeniósł piłkę nad bramkę. W doliczonym czasie gry mistrz Polski wyprowadził groźną kontrę, ale Skóras fatalnie ją rozegrał i stracił piłkę przed polem karnym.

W obu zespołach mało widoczni byli napastnicy - Ishak oddał jeden celny strzał, który nie mógł sprawić kłopotu golkiperowi Legii, z kolei Carlitos rzadko miał kontakt z piłką.

Początek drugiej odsłony w wykonaniu mistrza Polski był całkiem niezły - Nika Kwekweskiri dwukrotnie z dystansu próbował pokonać Tobiasza. Przy pierwszej próbie bramkarz Legii z trudem wybił na rzut rożny, druga próba była niecelna. W odpowiedzi Makana Baku popisał się świetnym uderzeniem bez przyjęcia z ponad 25 metrów, lecz piłka minęła słupek.

Lech miał przewagę, ale brakowało mu przede wszystkim cierpliwości w rozgrywania akcji. Skóraś często dokonywał złych wyborów, liczne dośrodkowania lechitów w pole karne nie trafiały do adresatów. Legioniści z kolei mieli na koncie sześć żółtych kartek, ale Artur Jędrzejczyk najwyraźniej zapomniał, że już został upomniany i staranował Ishaka przy bocznej linii. Sędzia Piotr Lasyk nie mógł podjąć innej decyzji i Legia ostatnie 10 minut plus dziewięć doliczonego czasu kończyła w osłabieniu.

W ostatnim fragmencie spotkania Legia praktycznie ograniczyła się do wybijania "na uwolnienie". W 89. minucie Skóraś miał "piłkę meczową", lecz z 11 metrów źle przymierzył i legioniści mogli na chwilę odetchnąć. Podopieczni Johna van den Broma zamknęli rywali na ich własnym polu karnym, ale defensywa gości nie popełniła błędu i dowiozła remis do ostatniego gwizdka arbitra.