Piłkarze chorzowskiego Ruchu zremisowali na wyjeździe z duńskim Esbjerg fB 2:2 (1:1) w rewanżowym meczu 3. rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej. Pierwszy mecz zakończył się remisem 0:0, do 4. rundy awansował Ruch.

REKLAMA

Tydzień wcześniej w Gliwicach gra toczyła się w strugach ulewnego deszczu i na grząskiej murawie. W Esbjerg padało solidnie w czwartkowe przedpołudnie, potem zaświeciło słońce.

Od rana do portowego miasta ściągali kibice polskiego zespołu. Przyjechali samochodami i dwoma autokarami. W sile ok. 500 osób. Od razu na ulicach pojawiło się sporo policjantów, uważnie śledzących każdy ich krok.

W pierwszym spotkaniu bliżej wygranej byli chorzowianie, zabrakło im skuteczności i nieco szczęścia, bo w końcówce Michał Szewczyk trafił w słupek. Mimo to na internetowej stronie fB spekulowano, na kogo ta drużyna może trafić w kolejnej fazie rywalizacji.

Trybuny Blue Water Areny, mogące pomieścić 17 tysięcy ludzi (w tym 6 tys. na miejscach stojących), wypełniło 7 tysięcy kibiców. Podopieczni Jana Kociana mogli się czuć na stadionie jak w domu, z racji jego niebiesko - białych barw. Nieszczególnie za to miał prawo się poczuć słowacki szkoleniowiec, jeśli zobaczył w wydrukowanych przez organizatorów szerokich składach, że na jego stanowisku widnieje nazwisko rodaka Vladimira Weissa.

W zespole gospodarzy w porównaniu z pierwszym spotkaniem nastąpiły cztery zmiany, Ruch wyszedł w identycznym zestawieniu. "Chcemy zwycięstwa" - skandowali fani gości, chociaż do awansu wystarczał im bramkowy remis.

Od początku spotkania gospodarze ruszyli do szturmu i szybko rozgrzali Krzysztofa Kamińskiego. Polacy nie pozostali bierni. Formę bramkarza fB przetestował Jakub Kowalski, a potem po strzale Marka Zieńczuka piłkę ręką zagrał Michael Jakobsen i sędzia zarządził rzut karny. Pewnie wykorzystał go Filip Starzyński, przy akompaniamencie ogłuszających gwizdów miejscowych kibiców.

Strata gola nie załamała Duńczyków. Atakowali, zepchnęli rywali do obrony i wyrównali. Zza pola karnego uderzył Casper Nielsen, a rykoszet zmylił chorzowskiego bramkarza. Gospodarze mogli do przerwy prowadzić, gdyby Mick van Buren, w sytuacji sam na sam, nie trafił w słupek.

/ CLAUS FISKER (PAP/EPA) / PAP/EPA
/ CLAUS FISKER (PAP/EPA) / PAP/EPA
/ CLAUS FISKER (PAP/EPA) / PAP/EPA
/ CLAUS FISKER (PAP/EPA) / PAP/EPA
/ CLAUS FISKER (PAP/EPA) / PAP/EPA

Scenariusz drugiej połowy łatwo było przewidzieć. Piłkarze z Esbjergu, chcąc dalej grać w Lidze Europejskiej, musieli zdobyć gola i bardzo się do tego spieszyli. Cofnięci goście czekali na okazję do kontry. Trenerzy obu zespołów mocno przeżywali przebieg gry przy linii bocznej. Znów ciężkie chwile przeżywał chorzowski bramkarz. W 69. minucie uratował go błąd napastnika fB Martiana Pusica, który nie trafił z trzech metrów do pustej bramki.

W ostatnich 20 minutach zawodnicy Ruchu zaprezentowali "obronę Częstochowy", dowodzoną przez Kamińskiego. W 85. minucie, ku radości kibiców gospodarzy, Pusic zrehabilitował się za wcześniejsze pudło i z bliska głową wpakował piłkę do siatki.

W doliczonych pięciu minutach goście poszli do przodu i po rzucie rożnym w ostatniej akcji meczu wyrównali. Gola na wagę awansu zdobył głową Łukasz Surma. 6500 kibiców fB zamarło. Słychać było tylko chorzowian.

(j.)