Na całym świecie ta dyscyplina ma coraz więcej zwolenników. Po kilku latach przerwy wróciła też na polskie tory - w ten weekend w podwarszawskim Słomczynie odbyły się dwie pierwsze rundy Rallycross Cup.

REKLAMA

Rallycross to dyscyplina, która na całym świecie przeżywa imponujący rozkwit - w europejskim czempionacie bierze udział choćby Petter Solberg - były mistrz świata w rajdach. Okazjonalne występy zalicza Marcus Gronholm, a wkrótce na rallycrossowych torach pojawią się najsłynniejsi francuscy mistrzowie kierownicy - Sebastian Loeb i jego imiennik Ogier. Wyścigi przyciągają tysiące fanów na trybuny (również w USA, gdzie rozgrywany jest cykl Global Rallycross), a kierowcy mają wsparcie sponsorskie największych światowych marek.

Po kilku latach przerwy rallycross wrócił też na polskie obiekty i dzięki kilku pasjonatom w tym inauguracyjnym sezonie odbędzie się 12 rund rozgrywanych podczas 7 weekendów (na torach w Słomczynie, Toruniu, Jastrzębiu k. Radomia oraz litewskim Vilyciai).

Zasady są proste - na starcie ustawia się kilka porównywalnych samochodów, które mają do przejechania 6 okrążeń po szutrowo-asfaltowym torze. Wygrywa najszybszy, a podczas ściągania wielokrotnie dochodzi do efektownych manewrów wyprzedzania i stłuczek.

W ten weekend w Słomczynie w klasie SuperCars dwukrotnie wygrywał Adam Kozak, w SuperNational bezkonkurencyjny był Bartłomiej Ruszczyński, a w JuniorBuggy triumfował Mateusz Mruk. Na podwarszawskim torze był też nasz reporter, który rozmawiał z Krzysztofem Skorupskim - kierowcą i organizatorem Rallycross Cup.

Maciej Jermakow: Na czym polega fenomen tej dyscypliny, która nagle na całym świecie stała się bardzo popularna?

Krzysztof Skorupski: Rzeczywiście ten sport rozwija się w niesamowitym tempie. Dwa najważniejsze cykle to mistrzostwa Europy i Global Rallycross w USA, ale wszystko zmierza do tego, by wkrótce rozgrywać mistrzostwa świata. Ten fenomen to jest przede wszystkim widowiskowość. Rallycross ma wszystko, czego potrzeba kibicom. Z jednego miejsca widać cały tor, samochody są podobne do tych znanych z rajdów, tylko dużo mocniejsze - niektóre mają po 600 koni i setkę osiągają w dwie sekundy. Osiem takich samochodów na raz wchodzi w pierwszy zakręt - jest co oglądać.

Jaki jest wasz cel na najbliższe lata?

Chcemy odbudować tę dyscyplinę. Ja ścigałem się w Europie, widziałem, co się dzieje na innych torach. Chcemy, by ten sport w Polsce wrócił do poziomu z lat 2003-2004, kiedy na torach pojawiały się tłumy kibiców, a na listach startowych było nawet stu kierowców. Oczywiście marzy się też nam zorganizowanie rundy mistrzostw Europy, a kiedyś może nawet mistrzostw świata.