Rafael Nadal awansował do finału Australian Open. Po niezwykle emocjonującym, blisko pięciogodzinnym finale pokonał Bułgara Grigora Dimitrova 6:3, 5:7, 7:6, 6:7, 6:4. W niedzielnym finale Hiszpan zagra ze Szwajcarem Rogerem Federerem. Ich rywalizacja - przez wielu uznawana za kultową, a może i legendarną część światowego tenisa XXI wieku, jest nawet nazywana "Fedal". To będzie ich 35 pojedynek. Czwarty na kortach w Melbourne.

REKLAMA

Tylko pierwszy set tego długiego pojedynku był jednostronny. Rafael Nadal kontrolował wydarzenia na korcie, a Grigor Dimitrov wyglądał momentami wręcz na zagubionego. To był jednak dopiero początek wielkich emocji, które przyniosły kolejne sety. Długie, ekscytujące wymiany, znakomite zagrania z obu stron, skuteczne serwisy. Dość powiedzieć, że pierwszy set zamknął się w 36 minutach. Każdy kolejny trwał ponad godzinę. Nie był to jednak typowy mecz. Zdarzały się także rzadkie w męskim tenisie całe serie przełamań w gemach serwisowych. W decydującej partii Bułgar dzielnie się bronił, ale po tym jak Nadal przełamał go w 9 gemie kolejny okazał się ostatnim. Hiszpan wykorzystał trzeciego meczbola.

I tak oto dochodzimy do wielkiego finału wielkich mistrzów. Jak co roku zastanawialiśmy się czy na Australian Open zaskoczy nas nowa, wschodząca tenisowa gwiazda, a w finałach zagrają Serena Williams z Venus Williams oraz Roger Federer z Rafaelem Nadalem. Dwa takie finały w jednym wielkoszlemowym turnieju? Pamiętacie? Wimbledon w 2008 roku. Wtedy Venus wygrała z Sereną 7:5, 6:4, a Nadal ograła Federera 6:4, 6:4, 6:7, 6:7, 9:7. Panowie spędzili na korcie 4 godziny i 48 minut. To był ich najdłuższy wielkoszlemowy mecz.

A wszystko zaczęło się w Miami w 2004 roku. Nadal wygrał 6:3, 6:3. Uwinął się z Federerem w 70 minut. W 2007 roku w Szanghaju Hiszpan i Szwajcar rozegrali swój najkrótszy mecz w karierze. Zaledwie 59 minut jednostronnej rywalizacji na korzyść Federera 6:4, 6:1. Dla porównania ich najdłuższy pojedynek to 5 godzin i 5 minut spędzonych na korcie w Rzymie w rok wcześniej. Pięć setów. Z czego aż trzy kończyły się tie-breakami.

Można się było przez lata znudzić tą rywalizacją, poczuć przesyt. I nawet się nie dziwię. W końcu jeśli już obaj spotykali się na korcie to grali albo w finale albo w półfinale. Takich spotkań mają na koncie aż 30. Nie dość więc, że byli dla siebie najgroźniejszymi rywalami to jeszcze dodatkowo ich meczom towarzyszyła wielka presja. Polaryzacja w świecie tenisa przez lata była prosta - "jestem za Federerem" albo "jestem za Nadalem". Przez niezwykle długi czas walczyli ze sobą o pozycję numer 1 w rankingu ATP i walczyli o największe laury. 2006, 2007 i 2008: finały French Open i Wimbledonu. 2009: finał Australian Open. 2011: finał French Open. To ich najważniejsze wielkoszlemowe, finałowe starcia.

Ostatnio finały z ich udziałem to już było coś o wiele rzadszego. I to nie tylko w Wielkim Szlemie. Złożyły się na to: wielka forma Novaka Djokovicia, kłopoty zdrowotne Nadal i po prostu spadek formy wielkich mistrzów. Po wspomnianym finale na kortach Rolanda Garrosa w 2011 roku tylko dwukrotnie walczyli w finałach. W sezonie 2013 w Rzymie i w 2015 roku w Bazylei.

Trochę się więc za takim finałem stęskniliśmy, trochę nie wierzyliśmy, że to jeszcze możliwe w Wielkim Szlemie. A jednak można. To będzie ich czwarty mecz w Melbourne. Trzy dotychczasowe wygrał Nadal. W ogóle w Wielkim Szlemie ma dobre statystyki z Federerem. Pokonał go 9 razy, przegrał tylko 2. Łącznie ich rywalizacja to przytłaczająca przewaga Hiszpana 23:11.

Jak będzie w niedzielnym finale? Na pewno będzie wielkie widowisko. Na pewno poczujemy się o kilka lat młodsi. I na pewno po ostatniej piłce będziemy świadkami wielkich emocji i to po obu stronach siatki. Ja nie ukrywam, że moja sympatia będzie tego dnia po stronie Federera.

(ph)