"Wierzę, że gdyby głosowanie było na kartach, to walka byłaby bardzo wyrównana, niemal do ostatniego głosu" - tak wyniki wyborów nowego prezesa PZPN podsumował Radosław Majdan, wspierający w tym wyścigu Józefa Wojciechowskiego, który przegrał zdecydowanie ze Zbigniewem Bońkiem. W rozmowie z dziennikarzami Majdan rzucił kilka gorzkich uwag pod adresem części piłkarskich działaczy. "Z bliska zobaczyłem i dotknąłem czegoś, z czym nigdy nie było mi po drodze" - stwierdził.

REKLAMA

Urzędujący szef związku otrzymał w piątkowych wyborach 99 głosów, jego rywal - 16. Ten ostatni już wcześniej zresztą opuścił obrady, nie zgadzając się z metodą wyboru prezesa. Sztab Wojciechowskiego optował za głosowaniem przy pomocy kart wrzucanych do urny, uważając taki sposób za gwarancję tajności wyborów. Regulamin zjazdu PZPN przewidywał natomiast metodę elektroniczną, czyli głosowanie przy pomocy tzw. maszynek. W czasie zjazdu odbyło się w tej sprawie głosowanie - większość działaczy poparła sposób elektroniczny.

Pan Wojciechowski się z tym nie zgadzał. To nie jest tak, że nie wytrzymał próby nerwów. Bardziej uważam, że jeżeli w coś wchodził, to chciał wejść szczerze i z otwartym sercem. Chciał zrobić coś dobrego dla piłki - wyjaśniał po wyborach Radosław Majdan. Na pewno nie chciał iść do PZPN, żeby zarobić pieniądze i się wylansować. Miał dużo pomysłów. Niektórzy bardzo go nie doceniali, jeżeli chodzi o przyszłego prezesa związku - stwierdził.

W rozmowie z dziennikarzami Majdan przyznał, że liczył na ponad 60 głosów dla Wojciechowskiego.

Pytany, jak konkretnie potoczyłoby się - jego zdaniem - głosowanie, gdyby odbywało się na kartach, odpowiedział ostrożnie: Trudno powiedzieć. Na pewno liczyliśmy na to, że nie przyszliśmy tutaj, aby pokazać się i porozmawiać z przyjaciółmi. Chcieliśmy odegrać istotną rolę i wygrać. I wierzę, że gdyby głosowanie było na kartach, to walka byłaby bardzo wyrównana, niemal do ostatniego głosu. Natomiast samo głosowanie nad metodą głosowania - już to było otwarte pokazanie, kto kogo wspiera.

Współczuję tylko tym, którzy wczoraj tak bardzo zarzekali się, a dzisiaj trochę stracili twarz. Bo nikt do niczego nie zmuszał. Ci, którzy tak mocno deklarowali, że są z nami, niepotrzebnie nas w tym utwierdzali. Z drugiej strony, może właśnie taka jest walka wyborcza? Że ktoś przychodzi i mówi jedno, a za plecami robi coś innego - mówił dalej Majdan.

Nie obrażamy się, ale nie musimy w tym uczestniczyć. A już na pewno nie pan Wojciechowski, który podjął decyzję, że skoro się z tym nie zgadza, to wstaje i wychodzi - podkreślił.

Były bramkarz zaznaczył, że swoje optymistyczne prognozy ws. wyborów opierał m.in. na rozmowach z delegatami: Sugerowano nam, właśnie w rozmowach z delegatami z różnych stron kraju, że jeśli będzie głosowanie na kartach, to oni przychylą się do naszej opcji i nas wesprą. Natomiast jeżeli będzie maszynkami, to - cytując ich - na pewno przegramy.

Jak zapewnił, nie żałuje swojego zaangażowania w kampanię Wojciechowskiego. Wręcz przeciwnie. Jedyne, czego mogę żałować, to tego, że z bliska zobaczyłem i dotknąłem czegoś, z czym nigdy nie było mi po drodze. Od początku, od zbierania 15 rekomendacji (niezbędnych do rejestracji kandydata - red.) - mówił. To nie jest próba tłumaczenia porażki. Pozostał mi niesmak. Bez względu na wyniki wyborów miałbym takie samo odczucie. Czuję dumę, że nie jestem po tamtej stronie. Bo to, co jest tam, bardzo mi nie odpowiada - stwierdził.

Józef Wojciechowski tuż po opuszczeniu sali obrad zapowiadał, że jego prawnicy podejmą decyzję, czy ewentualnie zaskarżyć formę wyłaniania prezesa PZPN.

Na razie to idziemy do domu i życie toczy się dalej. Ludzie mają większe problemy niż ten, który my mamy dzisiaj - stwierdził natomiast Majdan w rozmowie z dziennikarzami. Będziemy się przyglądać. Na pewno ktoś powinien to zweryfikować i całkiem możliwe, że będziemy do tego dążyć - podsumował.


(edbie)