Pięć złotych medali, dwa srebrne i zwycięstwo w klasyfikacji medalowej – to dorobek polskich lekkoatletów z halowych mistrzostw Europy w Glasgow. Najważniejsza impreza sezonu dopiero przed nimi. Pod koniec września w Katarze ruszą mistrzostwa świata na otwartym stadionie. Ze względu na panujące tam temperatury, czempionat trzeba było przesunąć na jesień. Zawodnicy twierdzą, że rodzi to pewne problemy w przygotowaniach. Co na to prezes PZLA? Czy Henryk Olszewski ma pomysł, jak podtrzymać dobrą passę w polskiej lekkoatletyce? Skąd biorą się talenty i jak je kształtować? O tym wszystkim z prezesem związku rozmawiał Paweł Pawłowski.

REKLAMA

Paweł Pawłowski RMF FM: Worek medali przywieziony z Glasgow. A gdzie jesteśmy dziś na świecie?

Henryk Olszewski: Przekonamy się w Dosze. 28 września zaczynają się mistrzostwa świata. Te ostatnie były całkiem udane. Miejsce Polski będzie trochę niższe niż w Europie, bo na świecie hegemonem są Stany Zjednoczone, ale z pozostałymi będziemy walczyć łeb w łeb.

Stany Zjednoczone to zasoby ludzkie.

To ewidentny handicap Amerykanów. To nie tylko zasoby ludzkie, ale też system sportu uczelnianego, który w USA jest bardzo rozwinięty. Dobrym sportowcom pozwala się studiować za darmo, co jest nie bez znaczenia przy czesnym wynoszącym powyżej 60 tysięcy dolarów rocznie.

Rozmawiałem z mistrzem Europy w skoku o tyczce - Pawłem Wojciechowskim, który stwierdził, że nikt nigdy nie postawił przed nim takiego zadania, jak dotrwanie do późnojesiennych mistrzostw świata. To wiąże się ze zmianą trybu przygotowań itd. To duży kłopot dla zawodnika i trenerów?

Ja byłem trenerem tyle lat i mój zawodnik miał formę wtedy, kiedy było trzeba. To nie jest żaden kłopot.

Nie jest kłopotem uzyskanie dwóch szczytów formy w ciągu jednego sezonu?

Zawsze się tak robi, jeśli ktoś startuje na hali a później na otwartym stadionie. Nie widzę, żadnych kłopotów, a to, że sezon jest rozciągnięty, to nie jest pierwsza taka sytuacja. Przypominam, że igrzyska olimpijskie w Tokio były kiedyś w październiku. To samo było w Sydney, kiedy igrzyska zaczęły się pod koniec września. To wszystko już było w historii.

Kibice się martwią.

To nie trzeba rozmawiać z kibicami, tylko poczytać na ten temat.

Dlatego przyszedłem do źródła, bo nasi zawodnicy nawet mają pewne obawy.

Zawodnicy startowali i zdobywali medale. W Sydney zdobyliśmy 4 złota.

To było 19 lat temu i część z tych zawodników, którzy dzisiaj startują, nie miała pojęcia o profesjonalnym sporcie i nie miała wiedzy na temat kalendarza.

Trenerzy mają wiedzę. Moim zdaniem to trochę bicie piany. Dobry fachowiec przygotuje na każdy dzień formę, tylko musi mieć na to czas.

Tak, jak pan mówił, w USA zawsze są medale, bo jest system. U nas była przez chwilę zapaść, ale później wyszliśmy na prostą. Związek, sztaby, zawodnicy poradzili sobie bez tego.

W Polsce nie ma takich pieniędzy, jak ma np. Wielka Brytania czy USA. Takich pieniędzy też nie będzie. Plan możemy realizować dzięki zapałowi trenerów i zawodników. Warunki do pracy mamy dobre. Dzięki ministerstwu, sponsorom - na to składa się kilka czynników. Nie mamy jednak poparcia w szkole. Ja byłem nauczycielem; moja żona jest do tej pory i rzadko się widzi w szkołach, żeby nauczyciele prowadzili lekkoatletykę - podstawową dyscyplinę wszystkich sportów. To jest dyscyplina motoryczna, która przygotowuje do wszystkich sportów. Dlatego tych zawodników mogło by być więcej. Im szersza podstawa - tym wyższą piramidę możemy zbudować. Wracając do warunków, które zostały stworzone u nas: one są dobre-dostateczne, natomiast infrastruktura, szczególnie zimowa, wciąż odstaje. Mamy praktycznie 3 hale do dyspozycji, a Niemcy mają 80. Chyba nie muszę tłumaczyć tej różnicy? Tam wypada jedna hala na milion ludzi, my mamy jedną na 12 milionów. A młodzież już nie chce trenować w złych warunkach i idzie tam, gdzie są warunki dobre.

Ale w złych warunkach kształtują się charaktery.

Niekoniecznie. W tej chwili w złych warunkach nic się nie ukształtuje, bo ludzie nie będą chcieli trenować. Dzisiaj sport kosztuje. Np. Tomasz Majewski - mój wychowanek - miał kontuzje, z którymi walczył i tacy ludzie chcą zarabiać pieniądze za ciężką pracę, którą wykonują. Tu jest już coraz lepiej. Trenerzy od kilku lat zaczęli zarabiać pieniądze w związku. Ja tego sam nie zrobiłem i nie zrobię dalej. Mamy trenerów, zaplecze logistyczne, biuro i zawodników. Bez całości nic bym nie zrobił.

Mówi pan o warunkach, a ja zapytam o potencjał. Proszę spojrzeć na skoki. Mamy świetnych zawodników, ale trener Horngacher prawdopodobnie odejdzie do Niemiec, m.in. dlatego, że tam są młodsi zawodnicy, z wielkim potencjałem. Patrząc np. na kadrę B, to tego zaplecza nie mamy. A co zrobić, żeby zaplecze i potencjał w lekkoatletyce był?

Wszystko robimy w tym kierunku. Czy nam się uda? Nie wiem. To zależy również od wspomnianych prowadzących. Jest też coś takiego jak podaż talentów. Nie wszystkie roczniki są jednakowe. Są roczniki, gdzie w juniorach nie możemy nikogo znaleźć. Nie wiem, dlaczego tak jest. Przypuszczam jedynie, że sito naszego doboru jest zbyt duże, a te talenty uciekają nam do piłki nożnej, do gier zespołowych. Nie wygramy z grami zespołowymi. Natomiast cały czas chodzi o to, żeby szkolić najlepszych. Szkolić nie tych, co chcą, ale tych, którzy powinni być szkoleni, a to jest bardzo trudne.