Polska sztafeta kobiet 4x400 m awansowała do niedzielnego finału lekkoatletycznych mistrzostw świata w Londynie z szóstym generalnie czasem eliminacji 3:26:47. Najlepszy wynik w gronie 16 zespołów uzyskały Amerykanki 3:21:66.

REKLAMA

Biało-czerwone, które w swej serii zajęły czwarte miejsce za Jamajkami, Nigeryjkami i Niemkami, biegły w składzie: Małgorzata Hołub, Patrycja Wyciszkiewicz, Martyna Dąbrowska i Iga Baumgart.

Finał w niedzielę, ostatnim dniu imprezy IAAF, o godz. 21:55.

Polki miały nadzieję na medal mistrzostw świata w sztafecie 4x400 m, ale sobotnie eliminacje pokazały, że to nie będzie łatwe zadanie. O podium będzie bardzo trudno - oceniła w Londynie liderka ekipy Iga Baumgart.

Ona w kwalifikacjach pobiegła na ostatniej zmianie, której... nie lubi. Ale nie ma z nami Justyny Święty i ktoś musiał wziąć odpowiedzialność. Tym razem padło na mnie - powiedziała.

To nie był mój bieg, czułam się dużo gorzej niż w startach indywidualnych. Dużo się działo i bardzo szybko. Nagle mnie wyprowadzili, a już musiałam biegać. Jak postawili mnie na piątym miejscu to trochę skrzydełka opadły. Ale wiedziałam, że jest szansa powalczyć. Zabrakło na końcu, żeby chwycić Niemkę, ale liczymy na to, że w finale się uda - skomentowała Baumgart (BKS Bydgoszcz).

Ona, pod nieobecność Święty, jest liderką sztafety i mimo że ambicje były bardzo wysokie, zdaje sobie sprawę z tego, że będzie bardzo trudno o wejście na podium.

Jest dużo dziewczyn z lepszymi indywidualnymi wynikami niż nasze. Na przykład Nigeria miała trzy zawodniczki w półfinale, a takich sztafet, które nie wystawiły najmocniejszych składów też jest jeszcze trochę - zauważyła.

Jak przewiduje, w ich składzie nie będzie zmian. Ewentualnie inne ustawienie, ale nie sądzę, by nazwiska się zmieniły - dodała.

Rywalizację zaczynała Małgorzata Hołub. Lekkoatletka klubu Bałtyk Koszalin miała trudne zadanie, bo zaczynała na ostatnim dziewiątym torze. To oznacza, że przez cały dystans nikogo nie widziała.

Czułam, że to nie jest to. Miałam cały bieg samotny. Nie miałam z nikim kontaktu i to na pewno trochę utrudniło mi bieg na ostatniej setce. Nie wiedziałam jak biegną rywalki i nie miałam za kim się złapać - powiedziała.

Ona sama po raz trzeci startowała w mistrzostwach świata w sztafecie i po raz pierwszy awansowała do finału. Po raz ostatni Polki w biegu rozstawnym były w najlepszej ósemce globu w 2007 roku w Osace.

Mam nadzieję, że pech nas w końcu opuścił, a w finale będziemy walczyć o jeszcze wyższą lokatę niż szósta. Na pewno gdzieś statystyki pokazywały, że możemy nawiązać walkę o medal, ale trzeba wziąć pod uwagę, że sztafet nie biega się co tydzień. Raz, dwa razy do roku i dlatego te wyniki mogą być mylne - zaznaczyła Patrycja Wyciszkiewicz (OŚ AZS Poznań).

Ona biegła na drugiej zmianie i podkreśliła, że w finale jest całkowicie nowe rozdanie i wiele może się wydarzyć.

Po raz pierwszy w tak dużej imprezie wystąpiła Martyna Dąbrowska (UKS 19 Bojary Białystok).

Wszystko się tak szybko działo. Nagle stanęłam między wszystkimi. Nawet nie wiedziałam, na której pozycji odebrałam pałeczkę. Nie wiedziałam, co się dzieje. Stres był. Gorzej przed, ale okazało się, że jak weszłam na stadion ten tłum i publiczność mnie nie przytłoczyło. Nie było źle - oceniła.

(ph)