Nie wszyscy kibice, którzy w poniedziałek przybyli pod Wielką Krokiew, aby oglądnąć konkurs mistrzostw Polski, zostali wpuszczeni na trybuny skoczni. Prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego Andrzej Kozak tłumaczył, że były to tzw. zawody wewnętrzne, a nie impreza masowa. "My jako organizator nie zgłosiliśmy tych zawodów jako imprezy masowej, a przepis jest jasny, że wtedy na trybunach nie może przebywać więcej niż 999 osób" - powiedział Kozak.

REKLAMA

Andrzej Kozak poproszony o uzasadnienie decyzji prezes TZN stwierdził, że zaważyły na niej względy finansowe. COS (zarządzający Wielką Krokwią) zażądałby od nas od razu dużych sum. Nie mamy na tyle pieniędzy, stąd impreza nosiła charakter zawodów wewnętrznych - podsumował.

Pod bramą wejściową oraz wokół ogrodzenia Wielkiej Krokwi zgromadziło się kilka tysięcy zawiedzionych kibiców. Niektórzy z nich specjalnie przyjechali, żeby dopingować skoczków.

Sytuacje były różne. Na przykład części rodziny Mirosława z Pleszewa udało się kupić sprzedawane przez COS wejściówki. Kilka osób pozostało jednak przed bramą. Nie chcą nas wpuścić, mimo że inni z naszej grupki weszli. Przybyliśmy specjalnie pokibicować, a tu taki zawód. Jesteśmy oburzeni.

Niektórzy weszli na teren skoczni nielegalnie, inni w proteście rezygnowali z oglądania zawodów. Gdybym wiedział, zostałbym przed telewizorem! Widziałem, że niektórzy wchodzili przez jakąś chyba dziurę w płocie. Ja stwierdziłem jednak, że nie będę się pchał tam, gdzie mnie nie chcą - skwitował zdenerwowany mieszkaniec Katowic.

Ta sytuacja to kiepska reklama dla naszego miasta! Tyle osób przyjeżdża, chce dobrze się bawić kibicując, a zostają odprawieni z kwitkiem! Może nie byłoby takiego oburzenia, gdyby wcześniej ogłoszono, że może wystąpić taka sytuacja - oceniła mieszkająca w Zakopanem Zuzanna.

W świątecznym konkursie MP wystartowało 37 skoczków z 13 klubów. Zwyciężył Piotr Żyła przed Dawidem Kubackim i Maciejem Kotem. Z powodu przeziębienia nie wystartował Kamil Stoch.

APA