Nie żyje Marek Gołąb, brązowy medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów igrzysk w Meksyku w 1968 roku w wadze lekkociężkiej, medalista mistrzostw świata i Europy, trener. Miał 77 lat.

REKLAMA


O śmierci sportowca poinformował Polski Związek Podnoszenia Ciężarów.

Gołąb był jednym z najlepszych polskich ciężarowców drugiej połowy ubiegłego wieku.

Wszechstronnie utalentowany, w młodości uprawiał wszystkie dostępne gry zespołowe. Jeździł też na nartach, pchał kulę, rzucał oszczepem, a także startował w konkursach siłaczy.

Prawdziwą trening sztangisty Gołąb rozpoczął dopiero podczas służby wojskowej. O jego atletycznej budowie i sile krążyły legendy. Pod koniec lat pięćdziesiątych do Wrocławia przyjechał je zweryfikować trener kadry Klemens Roguski. Szkoleniowiec natychmiast się zorientował, że odkrył dla swej dyscypliny sportu kolejny, wielki talent.

Zawodnik Śląska Wrocław w latach 1957-1973, a od 1962 roku reprezentant Polski walczył w wadze lekkociężkiej (90 kg), gdzie w tamtym czasie na podium panował arcymistrz Ireneusz Paliński. Gołąb przez wiele lat był w jego cieniu i na pomostach z reguły zdobywał medale brązowe. Tak było na mistrzostwach świata w 1966 i 1968 oraz w mistrzostwach Europy 1965 i 1966.

Ukoronowaniem kariery sportowej było trzecie miejsce w Meksyku.

Później problemy zdrowotne, m.in. kontuzja przed igrzyskami w Monachium w 1972 roku spowodowała, że zakończył karierę sportową i zajął się szkoleniem m.in. w Śląsku Wrocław, gdzie wychował olimpijczyka z Montrealu Jana Łostowskiego.

Przez wiele lat Gołąb pracował w PZPC, był II trenerem kadry narodowej, szefem wyszkolenia związku.

Kiedyś powiedział, że nie żałuje w życiu niczego, że kariera ułożyła mu się tak, jak chciał i co miał osiągnąć, to osiągnął. Mówił wielokrotnie o wsparciu, jakie miał w rodzinie.

Gołąb od lat mieszkał w Zakliczynie-Lusławicach. Zmarł we śnie, w nocy z czwartku na piątek.

(mn)