To może być najgłębsza zalana jaskinia świata. Polak - Krzysztof Starnawski, który wykonuje ekstremalne nurkowania w jaskiniach, chce udowodnić, że położona w Czechach Hranicka Propast, jest głębsza od włoskiej Pozzo del Merro, mającej 392 metry. Potwierdzona przez niego do tej pory głębokość Hranickiej Propasti to 373 metry, ale potencjał - jak mówi Starnawski w rozmowie z RMF FM - jest większy. "Te 19 metrów to jest dla nas potężne wyzwanie" - przyznaje płetwonurek i ratownik TOPR, który szykuje się właśnie do kolejnych nurkowań, by przygotować stanowiska do opuszczenia na dno sonaru.

REKLAMA

Ciemno, cicho, niebezpiecznie - czy to jest krajobraz, który rzeczywiście wciąga, fascynuje?

Ciemno i cicho na pewno tak, natomiast bezpieczeństwo to jest pojęcie względne. Jeśli ktoś jest dobrze przygotowany do nurkowań jaskiniowych i ma wystarczające doświadczenie, to jest duża szansa, że te nurkowania będą dla niego bezpieczniejsze niż chodzenie po Marszałkowskiej w centrum Warszawy. Natomiast oczywiście nie pociąga nas tam ciemność i samotność tylko przede wszystkim potencjał eksploracyjny, jaki jest w zalanych jaskiniach. To są nieliczne miejsca na świecie, gdzie można prowadzić eksplorację - odkrywanie czegoś nowego w XXI wieku to niezwykle fascynująca rzecz.

Obecnie trwa eksploracja jaskini w Czechach - Hranickiej Propasti. Jak długo działacie już w tej jaskini?

W 1999 i w 2000 roku wykonałem parę nurkowań w Hranickiej Propasti, osiągając tam głębokość maksymalną ponad 180 metrów. To były wówczas dość trudne nurkowania. Ale sprzęt i technologie, których wtedy używałem, nie pozwalały w ogóle pomyśleć o eksploracji. Po prostu byliśmy na to za słabi pod każdym względem. Dopiero po 12 latach wróciłem do tematu, kiedy byłem już lepiej przygotowany, miałem doskonały sprzęt do takich nurkowań i zgrany zespół. Uznałem, że jestem gotowy do tak trudnego zadania, jakim jest eksploracja jaskini poniżej 200 metrów.

"Nie spróbować byłoby głupotą"

I w 2012 roku udało się ją zmierzyć. Ma w tej chwili 373 metry. To wiemy, ale potencjał jest większy.

Tak. W 2012 roku pogłębiliśmy ją dwukrotnie, wyprowadzając z trzynastego miejsca najgłębszych zalanych jaskiń na świecie na drugą pozycję. Brakuje nam obecnie 19 metrów do Pozzo del Merro - jaskini we Włoszech (392 metry głębokości). Te brakujące 19 metrów to jest dla nas potężne wyzwanie. Uznaliśmy, że przy takiej niewielkiej różnicy głębokości byłoby głupotą nie podjąć próby pogłębienia Hranickiej o te brakujące 19 metrów. Trwa obecnie kolejny etap wyprawy mającej na celu wykonaniu skany tej dolnej studni i odszukanie miejsc, gdzie potencjalnie może być przejście w jeszcze głębsze partie jaskini.

Ile sprzętu w sumie macie na sobie nurkując? Ile to wszystko waży?

Przy tych głębokich nurkowaniach trzeba było odejść od klasycznego systemu otwartego, jaki jest używany w rekreacji. To, co widzimy na filmach o nurkowaniu, gdzie nurek ma butlę na plecach z której oddycha, to jest już przeszłość, jeżeli chodzi o głębokie nurkowanie. Tu używa się tzw. obiegów zamkniętych, czyli dokładnie tego, co - jak pamiętamy - było problemem w filmie "Apollo 13", podczas tej kosmicznej wyprawy. Są specjalne pochłaniacze dwutlenku węgla, wtryskiwacze tlenu i diluentu, no i oczywiście komputery, które tym sterują. Obieg zamknięty pozwala wykonywać bardzo głębokie nurkowania z niewielką ilością sprzętu. Oczywiście ze względów bezpieczeństwa my używamy podwójnych systemów. Na tych urządzeniach, które skonstruowałem do eksploracji Hranickiej Propasti, mogę przebywać ponad 18 godzin pod wodą na głębokości do 350 metrów. Ten sprzęt waży 50-60 kilogramów, ale i tak w wodzie jest nieważki. Sprzęt o obiegu otwartym, który pozwoliłby wykonać w miarę podobne nurkowania, ważyłby ponad 2 tony.

Na czym ten obieg zamknięty polega?

Człowiek metabolizuje bardzo niewiele tlenu z powietrza - tylko 4 procent. Reszta jest wydychana podczas wydechu i się marnuje, ulatniając się w postaci bąbli. Natomiast w obiegu zamkniętym to, co ja wydycham, wraca z powrotem do urządzenia. Tam za pomocą specjalnych pochłaniaczy wyłapywany jest dwutlenek węgla, a sterujące tym urządzeniem komputery wtryskują odpowiednią ilość tlenu, helu i azotu tak, bym miał odpowiednią mieszankę gazową na daną głębokość nurkowania. Wszystko dzieje się w zamkniętej pętli i nic się nie marnuje, dlatego przy nurku nie widać wydobywających się z jego ust bąbli tak, jak to jest przy obiegu otwartym.

"Po poręczówce wrócę do wyjścia jak po nitce po kłębka"

Jak się odbywa nawigacja podczas nurkowania w jaskini?

Rozwija się poręczówkę w kołowrotka, taki ślad jak nić Ariadny, która jest zastabilizowana na zakrętach. Nawet jak w powrotnej drodze stracę światło albo będzie zmącona woda, trzymając się tej poręczówki dojdę z powrotem do wyjścia jak po nitce do kłębka. Oczywiście oprócz tego używamy jeszcze kompasów i planów jaskini, które pokazują główne kierunki do wyjścia lub wyjść, bo czasem jest ich więcej

W głębokiej na kilkaset metrów jaskini nurkujecie w grupach czy to jest akcja pojedyncza?

Przy tak ekstremalnie trudnych nurkowaniach - powyżej 200 metrów, nurkuje się samotnie. Przy tego typu nurkowaniach partner raczej jest dla Ciebie zagrożeniem niż wsparciem. Oczywiście cała wyprawa opiera się na zgranym i dobrze przeszkolonym kilkunastuosobowym zespole zajmującym się asekuracją na małych głębokościach, transportem, zabezpieczeniem medycznym, łącznością.

Macie ze sobą kontakt podczas nurkowania?

Pod wodą pomiędzy nurkami tylko wzrokowy, jak jest oczywiście przejrzysta woda. Natomiast już na dekompresji, i na mniejszych głębokościach, mamy łączność bezprzewodową, a z habitatem, czyli w miejscu, gdzie robię ostatni przystanek dekompresyjny, również przewodową. Jest to technologia zaczerpnięta z prac podwodnych. Kiedy jestem na 200 metrach i głębiej, zespół nie wie, co się ze mną dzieje, natomiast wiedzą gdzie i w której minucie zacznę się wynurzać. No i albo się spotkamy w umówionym miejscu albo nie. Jak na razie zawsze się spotykamy :).

"Gazy, którymi oddychamy na powierzchni, pod wodą są szkodliwe"

Jak na tak dużej głębokości funkcjonuje ludzki organizm?

Człowiek nie jest stworzony do tego, żeby funkcjonować pod wodą. Nie wspominając o tym, że nie możemy oddychać jak ryby, to jeszcze się okazuje, że gazy, którymi oddychamy tutaj na powierzchni, czyli tlen wymieszany z azotem, pod wodą zaczynają być szkodliwe. Tlen pod zwiększonym ciśnieniem zaczyna być mocno trujący, nurkowanie na czystym tlenie poniżej 20 metrów doprowadzi do śmierci nurka w ciągu kilku, kilkunastu minut. Azot jest za to narkotyczny. Na głębokości 50-60 metrów, nurkując na zwykłym sprężonym powietrzu, będziemy mieli zawroty głowy jakbyśmy byli pijani. Dlatego przy głębokich nurkowaniach używa się specjalnych mieszanin gazowych o małej zawartości tlenu i azotu, a uzupełnionych w hel, który organizm człowieka znacznie lepiej toleruje niż azot. Na dużych głębokościach, poniżej 180 metrów, dochodzi jeszcze jeden bardzo poważny problem - HPNS, czyli neurologiczny syndrom wysokich ciśnień.

Jakie są jego objawy?

HPNS jest związany ze zgniataniem przez otaczające ciśnienie wody komórek nerwowych człowieka. Pierwsze objawy pojawiają się już na głębokości 180 metrów i jest to tzw. tremor helowy - zaczyna drżeć całe ciało, a szczególnie jest to widoczne na rękach. Ja widzę na swoich nagraniach wideo z kamerki zamontowanej na kasku, że poniżej 200 metrów cały obraz drży, co znaczy, że po prostu całe moje ciało jest w takich drgawkach. Ponadto zaczynają się pojawiać zaburzenia widzenia i koordynacji ruchu. Im głębiej się zanurzamy, tym te objawy są coraz bardziej dotkliwe i trudniejsze do opanowania.

Jak wygląda proces wynurzania, bo samo schodzenie jest procesem dużo szybszym niż wynurzanie.

No tak. Dla przykładu, kiedy nurkowałem w Egipcie na głębokość 283 metrów, to 9 minut się zanurzałem, a ponad 9 godzin się wynurzałem. I to są zwykle przy głębokich nurkowaniach tego typu proporcje. Wraz z głębokością we krwi zaczynają się rozpuszczać gazy obojętne - hel i azot. Im głębiej schodzimy i dłużej przebywamy na głębokości, tym więcej tych gazów nam się rozpuści w tkankach. Przy wynurzaniu spada ciśnienie i te gazy muszą się tym razem wysycić z naszych tkanek, a to niestety wymaga dużo czasu. Jeśli bym się zbyt szybko wynurzył, pomijając tzw. przystanki dekompresyjne, to z moim organizmem stałoby się to, co z ze wzburzoną, szybko otwartą coca-colą. Krewa zagotowałyby się i wyglądałaby, jak piana wylatująca z butelki coca-coli. Żaden organizm ludzki tego nie przeżyje. Dlatego proces dekompresji musi być bardzo porządnie policzony i rygorystycznie przeprowadzony.

Czyli, w jakim tempie można się wynurzać, żeby to było bezpiecznie?

Nie powinniśmy przekraczać 20 metrów na minutę w głębszych partiach nurkowania i 10 metrów na minutę w płytszych partiach nurkowania. Od pewnej głębokości muszę dodatkowo wykonywać tzw. przystanki dekompresyjne. Im jestem płyciej, tym one muszą być dłuższe. I tak np. na 100 metrach głębokości taki przystanek trwa minutę, ale już na 50 metrach - 2 minuty, na 20 metrach - 25 minut, a na 3 metrach głębokości muszę przebywać aż prawie 2 godziny. Woda jest zimna i chemicznie agresywna, to są wody mineralne - zawierające kwas węglowy, dlatego postanowiliśmy, że dla bezpieczeństwa nurka na tych najmniejszych głębokościach zbudujemy habitat, czyli taki podwodny zbiornik, który będzie wypełniony powietrzem pod ciśnieniem jednej atmosfery, w której nurek bezpiecznie wykona tę najdłuższą część dekompresji.

Praca na dole może trwać 15-20 minut

Wracając do jaskini, którą eksplorujecie w Czechach - Hranickiej Propasti. Jakie są teraz te najbliższe plany?

Na tym etapie działamy głównie na głębokości 200-220 metrów. Na tej głębokości za ciasnym przesmykiem nazywanym w żargonie jaskiniowym "zaciskiem" zaczyna się najgłębsza studnia tej jaskini. By ją zmierzyć i zeskanować, musimy na głębokości 215 metrów zainstalować stanowisko dla przyrządów pomiarowych, które w przyszłości opuścimy poniżej 373 metrów. Dla mnie głębokości poniżej 350 metrów są technicznie i fizjologicznie obecnie niedostępne, stąd nasz kierunek prac skupił się na aparaturze pomiarowej. Praca na 200-metrowych głębokościach nie może, ze względu na proces dekompresji i problemy fizjologiczne, trwać dłużej niż 15-20 minut, dlatego całe długie zadanie instalacyjne rozpisaliśmy na kilkanaście 8-godzinnych nurkowań, które obecnie przeprowadzamy. Już w najbliższy czwartek będziemy kończyć ostatnie stanowisko i robić pierwsze próby wstępne wytrzymałości. Do połowy października pracujemy nad tym, żeby przygotować tę jaskinię do opuszczenia głównego sonaru.

To będą jakieś kamery?

Nie, to będzie sonar skanujący kanadyjskiej firmy. Bardzo precyzyjne urządzenie, które warstwa po warstwie zrobi przekroje jaskini z dużą rozdzielczością. To bardzo drogi sprzęt, na który nas nie stać, ale został nam użyczony do celów tego projektu. Ponadto obok tego sonaru będą zainstalowane kamery oraz czujniki temperatury i ciśnienia. To będzie bardzo nietypowe użycie tego typu skanera i wszyscy jesteśmy podekscytowani, jak sobie z tym poradzi. Tu muszę podziękować wszystkim, którzy nam pomagają sprzętowo i finansowo w tym projekcie. Samodzielnie i tylko z naszym zapałem i pasją nie dali byśmy rady stawać się Kolumbami XXI wieku i odkrywać nieznanych dotąd zakątków zalanych jaskiniowych czeluści.