Aż sześć medali zdobyli polscy sportowcy na zimowych igrzyskach olimpijskich w Vancouver. To najlepszy występ polskiej reprezentacji w historii. Jedyny złoty krążek wywalczyła Justyna Kowalczyk. Dwukrotnie na drugim stopniu podium stanął Adam Małysz, a miłą niespodziankę sprawiły panczenistki.

REKLAMA

Przed igrzyskami przewidywania dotyczące liczby medali były ostrożne. Liczono na to, że biało czerwoni staną na podium dwa, może trzy razy. Największe nadzieje wiązano z Justyną Kowalczyk, która nie miała sobie równych w zawodach Pucharu Świata, a także z Adamem Małyszem, którego forma przed igrzyskami była coraz wyższa. W gronie kandydatów do medalu był także Tomasz Sikora.

Początek zmagań na arenach w Vancouver i Whistler nie był jednak wymarzony. W swoim pierwszym występie - biegu na 10 kilometrów - Kowalczyk zajęła piąte miejsce. Już przed igrzyskami biegaczka narzekała na trasy w Whistler. Twierdziła, że są zbyt łatwe jak na olimpijskie zmagania. Ale potem było już lepiej. W sprincie Polka wywalczyła srebrny medal, a w biegu łączonym brązowy. Przed biegiem na 30 kilometrów atmosfera była nerwowa. Kowalczyk, a także trener Aleksander Wierietielny dziwili się wyśmienitej formie Marit Bjoergen, która zdobyła trzy złote medale. Sugerowali, że Norweżka biega tak szybko, bo wspomaga się lekami na astmę. U Bjoergen faktycznie stwierdzono astmę, co pozwala jej na stosowanie niedozwolonych dla innych leków. Wspaniały finisz Polki w biegu na 30 kilometrów udowonił, że zwyciężać można także bez wspomagania. Kowalczyk wywalczyła złoto i 38 lat po zdobyciu złota przez Wojciecha Fortunę, znów mogliśmy usłyszeć na zimowych igrzyskach polski hymn.

O zwycięstwie na igrzyskach od dawna marzył Adam Małysz. Skoczek, który w swojej kolekcji ma prawie wszystkie tytuły, nigdy nie posmakował olimpijskiego złota. W 2002 roku w Salt Lake City był wielkim faworytem, ale tytuły sprzed nosa zgarnął mu Simon Ammann. Jak się okazało historia lubi się powtarzać. W Whistler Szwajcar wskoczył na poziom nieosiągalny dla rywali. Ammann nie zostawił przeciwnikom złudzeń - wygrał oba konkursy indywidualne - na średniej i dużej skoczni. Ale Małysz nie zawiódł. Dwukrotnie okazał się lepszy od faworyta Austriaków Gregora Schlierenzauera i zdobył dwa srebrne medale. Po konkursach był usatysfakcjonowany, bo - jak mówił - wygrał rywalizację z ludźmi, a Ammann był na tych igrzyskach istotą z kosmosu.

Spore nadzieje wiązaliśmy z biathlonem. Tomasz Sikora był przecież wicemistrzem olimpijskim z Turynu. Jednak w Whistler czegoś zabrakło. Można mówić o pechu, bo pogoda płatała faworytom psikusy i dwa biegi zakończyły się niespodziewanymi wynikami. Ale sam Sikora przyznawał potem, że te igrzyska były dla niego po prostu nieudane. Lepiej spisały się biathlonistki. W biegu na 15 kilometrów Weronika Nowakowska zajęła piąte miejsce, a Agnieszka Cyl była siódma. Jednak o największą niespodziankę postarały się panczenistki. Na sam koniec igrzysk drużyna w składzie Katarzyna Bachleda-Curuś, Katarzyna Woźniak i Luiza Złotkowska wywalczyły olimpijski brąz w wyścigu na dochodzenie. Zaskoczenie było ogromne, bo wcześniejsze występy Polaków na łyżwiarskim torze były - delikatnie mówiąc - słabe.

Największym rozczarowaniem okazały się starty snowboardzistów. Przed igrzyskami niektórzy wspominali o czołowych lokatach, ale na olimpijskich trasach zajmowali miejsca pod koniec stawki. Niewiele dobrego można powiedzieć o starcie łyżwiarzy figurowych. Nieźle natomiast spisała się saneczkarka Ewelina Staszulonek, która zajęła ósme miejsce.

Największą gwiazdą igrzysk okazała się wspomniana już Bjoergen. Norweżka zdobyła pięć medali i aż trzykrotnie stawała na najwyższym stopniu podium. Na słowa uznania zasługuje postawa Petry Majdic. Na rozgrzewce przed sprintem Słowenka wypadła ze źle zabezpieczonej trasy, spadła do rowu i złamała cztery żebra. Mimo kontuzji wystartowała i zdobyła brązowy medal.

W rywalizacji mężczyzn najwięcej powodów do zadowolenia miał oczywiście Ammann, który dorzucił do swojej kolekcji dwa złote medale. Po raz pierwszy mistrzem olimpijskim został amerykański alpejczyk Bode Miller. Dwukrotnie na najwyższym stopniu podium stawał norweski biathlonista Emil Hegle Svendsen.

Klasyfikację medalową wygrali Kanadyjczycy. Swój sukces przypieczętowali złotym medalem w narodowym sporcie, czyli w hokeju na lodzie. W fascynującym finale pokonali Amerykanów 3:2, a złotą bramkę zdobył Sidney Crosby.

Niestety igrzyska w Vancouver zapamiętamy też ze względu na tragedię, która wydarzyła się na saneczkowym torze. W dniu otwarcia igrzysk, podczas treningu, Nodar Kumaritaszwili wypadł z toru i uderzył w słup podtrzymujący dach. Gruziński saneczkarz zginął, a na organizatorów spadła olbrzymia krytyka za niezabezpieczenie toru.

W Kanadzie udało się uniknąć większych afer dopingowych. Niechlubnym wyjątkiem okazała się Kornelia Marek. Polska biegaczka została przyłapana na stosowaniu EPO. Międzynarodowa Federacja Narciarska ukarała ją dwuletnią dyskwalifikacją.