Efektowną wygraną nad Jagiellonią Białystok (4:0) piłkarze Lecha przypieczętowali trzecie w historii klubu wicemistrzostwo Polski. Napastnik "Kolejorza" Christian Gytkjaer, który w niedzielę dwukrotnie trafił do siatki, z 24 golami został królem strzelców.

REKLAMA

Drużyna z Białegostoku w Poznaniu grała już tylko o prestiż, ale można było odnieść wrażenie, że niektórzy zawodnicy myślami byli już na wakacjach. Przyjezdni mogli mówić o szczęściu, że do domu wrócą z bagażem tylko czterech goli.

Pierwsza połowa to prawdziwe show w wykonaniu gospodarzy, którzy zagrali niezwykle widowisko i do tego skutecznie. Lechitom do zajęcia drugiej lokaty w tabeli wystarczał remis, ale nie zamierzali kalkulować. Już dwie pierwsze akcje w ich wykonaniu zakończyły się bramkami. Najpierw po wymianie podań Hiszpana Daniego Ramireza i Tymoteusza Puchacza, Pedro Tiba przymierzył idealnie, lecz pierwotnie sędzia odgwizdał pozycję spaloną Portugalczyka. Analiza VAR trwała dość długo, ale decyzja była korzystna dla "Kolejorza".

Kilka minut później Ramirez obsłużył Gytkjaera, który strzałem w długi róg pokonał prawie dwukrotnie młodszego od siebie Xaviera Dziekońskiego.

Występujący dopiero po raz drugi w ekstraklasie 16-letni bramkarz przeżywał na stadionie przy ul. Bułgarskiej trudne chwile. Zanim jednak po raz kolejny wyjmował piłki z siatki, jego koledzy mogli trochę odmienić losy spotkania. Czech Martin Pospisil idealnie zagrał do Jesusa Imaza, który w sytuacji sam na sam pokonał Karola Szymańskiego. Hiszpan mocno się ucieszył, bowiem po raz ostatni wpisał się na listę strzelców w grudniu ubiegłego roku, ale jego radość nie trwała zbyt długo. Kolejna wideoweryfikacja znów okazała się korzystna dla Lecha.

Tymczasem podopieczni trenera Dariusza Żurawia bez kłopotów rozbijali dziurawą defensywę rywala. Z łatwością stwarzali sytuacje, jednak Kamil Jóźwiak momentami zachowywał się nieco egoistycznie.

Goście mieli spore problemy z rozegraniem kilku podań, presja lechitów często ich paraliżowała, co zwykle kończyło się stratą piłki. A poznaniacy starali się takie okazje wykorzystywać. W 31. minucie Tiba długim podaniem uruchomił Jakuba Kamińskiego, który łatwo pokonał Dziekońskiego. Golkiper białostockiej drużyny nie najlepiej zachował się przy czwartej bramce - po niezbyt mocnym strzale Kamińskiego, odbił piłkę prosto pod nogi Gytkjaera, a takich sytuacji Duńczyk nie zwykł marnować.

Piłkarze Jagiellonii sporadycznie pojawiali się pod bramką gospodarzy. Występujący po raz drugi w pierwszym zespole Lecha Karol Szymański nie miał zbyt wielu okazji do interwencji - strzały Macieja Makuszewskiego i Islandczyka Bodvara Bodvarssona były minimalnie niecelnie.

W przerwie bułgarski trener "Jagi" Iwajło Petew chciał ożywić poczynania w ofensywie - za niedawnego lechitę Makuszewskiego pojawił się Przemysław Mystkowski, a za Jakova Puljica wszedł Ariel Borysiuk. Te roszady niewiele zmieniły, bowiem to "Kolejorz" nadawał ton wydarzeniom na boisku i mecz toczył się głównie na połowie gości.

Białostoczanie poprawili jednak grę w obronie i poznaniacy nie stwarzali już tak klarowanych sytuacji jak w pierwszej odsłonie. Bliski podwyższenia wyniku był Gytkjaer, który nie zdążył przeciąć podania Puchacza. Z kolei po strzale Ramireza zza pola karnego Dziekońskiego uratowała poprzeczka.

Trybuny ożywiły się dopiero po zejściu z boiska Gytkjaera, który zastąpiony został przez Filipa Szymczaka. Duńczyk, który przez trzy lata występów w poznańskim klubie zdobył 63 bramki w oficjalnych spotkaniach, żegna się ze stolicą Wielkopolski. Za swoją postawę otrzymał od kibiców owację na stojąco, a po zakończeniu meczu statuetkę dla najlepszego snajpera i najlepszego napastnika ekstraklasy w sezonie 2019/20.

NAPASTNIK SEZONU 24 gole w 34 meczach #Ekstraklasa, gratulacje @ChrGytkjaer21! pic.twitter.com/EKlQq6zIit

_Ekstraklasa_July 19, 2020

Z kolei cały zespół Lecha odebrał srebrne medale z rąk wiceprezesa spółki Ekstraklasa SA - Marcina Mastelerka oraz swoich szefów - prezesa Karola Klimczaka i wiceprezesa Piotra Rutkowskiego.