Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zatwierdził wprowadzenie czterech nowych konkurencji do programu zimowych igrzysk w południowokoreańskim Pyeongchang w 2018 roku. Chodzi o big air w snowboardzie, łyżwiarski wyścig ze startu wspólnego, konkurs drużyn mieszanych (mikstów) w curlingu oraz zawody drużynowe w narciarstwie alpejskim.

REKLAMA

Zdaniem Małgorzaty Kukucz-Legień, pełniącej od września 2014 roku funkcję kierownika wyszkolenia Polskiego Związku Narciarskiego ds. snowboardu, decyzja MKOl nie jest korzystna dla Polski.

W ostatnich latach to właśnie konkurencje alpejskie miały największy progres, zwłaszcza miniony sezon. Na przykład w marcu studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego Weronika Biela (AZS Zakopane) zajęła w niemieckim Winterbergu czwarte miejsce w zawodach Pucharu Świata w slalomie równoległym. Natomiast big air, czyli konkurencja freestylowa, w której zawodnik wykonuje triki po wyskoku ze specjalnie zbudowanej rampy, przypominającej kształtem skocznię narciarską, w zasadzie u nas nie istnieje - powiedziała PAP.

Według złotej i srebrnej medalistki mistrzostw świata ISF w roku 1998 "jej dyscyplina" idzie w złą stronę, chociaż rozumie interesy tych, którzy podejmują decyzje.

To jest kierunek ekstremalny. W big air konstrukcje (obiekty) są coraz większe, szybkości najazdowe również, a ewolucje coraz bardziej niebezpieczne. W parze z tym idzie rosnąca oglądalność zawodów, przede wszystkim w telewizji, która w dużym stopniu narzuca kierunek. A transmisje to pieniądze od sponsorów dla organizatorów. Tylko czy można kłaść na szalę zdrowie zawodnika? Gdzieś jest granica ryzyka - pyta brązowa medalistka Zimowej Uniwersjady Poprad 1999 w slalomie gigancie.