Czesław Michniewicz odznacza na liście kolejny punkt z zadań, które przed nim postawiono. Po uratowaniu kadry i awansie na mundial utrzymał się w dywizji A Ligi Narodów i zapewnił nam losowanie z pierwszego koszyka przed eliminacjami do Euro. Na tym jednak pozytywy związane z reprezentacją się kończą. Jeśli ktoś chciałby zasmakować w grze reprezentacji, poczuje smak waty zapijanej nieprzegotowaną wodą z kranu.

REKLAMA

Brak stylu

Futbol nie musi być piękny dla oka, jeśli drużyna wygrywa. Przyznasz czytelniku, że dwa zwycięstwa na sześć spotkań w Lidze Narodów to trochę mało. Zaraz odezwą się obrońcy kadry, którzy powiedzą: graliśmy przecież z potęgami. Owszem graliśmy, ale na mundialu nie będzie drużyn składających się z kelnerów i pracowników biurowych.

Zauważają to także w kadrze. Trener Michniewicz przyznał wczoraj, że taka sytuacja jak okazja Szymona Żurkowskiego w meczu z Walią (zawodnik zgubił piłkę tuż przed strzałem) w mundialowym meczu może okazać się jedyną sytuacją na cała 90 minut. Zatem takie okazje do zdobycia gola trzeba wykorzystywać, albo chociaż oddać wtedy strzał.

Kolejny problem to michniewiczowski sznyt reprezentacji. Kadra składająca się z zawodników czołowych europejskich klubów wygląda jak Legia Warszawa za czasów Michniewicza właśnie. Zagranie na skrzydło, obiegnięcie, dośrodkowanie. Od biedy zagranie na skrzydło i próbowanie złamania akcji do środka. To niestety wszystko na co stać naszą drużynę. Ataków środkiem pola nie ma. Owszem Robert Lewandowski próbuje coś kreować, ale niestety on jest kilka klas wyżej niż nasza kadra. Jest jak profesjonalny gracz komputerowy, który przewiduje grę na kilka podań do przodu. Jest jak snookerzysta, który wie, jaka bila wpadnie do łuzy w trzynastym uderzeniu. Niestety nie nadążają za tym pozostali zawodnicy.

Ależ go otłukują

Lewandowski był w meczu z Walią jednym z najbardziej poobijanych zawodników. Nie inaczej było w starciu z Holandią, gdzie ekipa pod wodzą van Dijka trzymała Lewego za twarz. Nasi przeciwnicy dobrze wiedzą z kim tańczą, dlatego to oni chcą być prowadzącymi w tym brutalnym futbolowym tangu.

Stąd pytanie, czy drugi napastnik (raczej Świderski niż Milik) nie musi przypadkiem brać na siebie więcej ciężaru gry? Skoro Lewandowskiego obrońcy nie opuszczają na krok, a przy każdej próbie dryblingu jest brutalnie sprowadzony do parteru, to ktoś musi mu w tej ofensywie pomóc. No chyba że pozostali zawodnicy będą w stanie dostosować się do gry na jeden kontakt, co miało już miejsce w meczu z Walią, kiedy Lewy fenomenalnie asystował przy golu Świderskiego.

Szczęsny numerem jeden

Wojciech Szczęsny przyzwyczaił nas do wielu "baboli" w ważnych meczach, zwłaszcza na wielkich turniejach. Wczoraj jednak udowodnił, że jest bramkarzem klasy światowej również w reprezentacji. Sprawia wrażenie człowieka, który dojrzał mentalnie i piłkarsko. Na konferencjach jest bardziej stonowany, wypowiada się z większą klasą i nie ma w nim już obecnej przecież jeszcze nie dawno zawodniczej buty typowej dla wschodzących gwiazd. To już ukształtowany piłkarz, który rzeczywiście może dać dużo spokoju grającym przed nim defensorom.

Kandydaci do wyjazdu na mundial

Zwycięzcy tego zgrupowania? Jakub Kiwior i Nicola Zalewski. Ten pierwszy pokazał się jako solidny i odpowiedzialny defensor z ofensywnym sznytem. Włączał się do ataków i świetnie współpracował z grającym przed nim, wspomnianym już tu Zalewskim. Gracz Romy mimo młodego wieku, jest bardzo pewny swoich umiejętności i na pewno da dużo jakości na skrzydle.

Wreszcie przebudził się także Piotr Zieliński, który brał na siebie ciężar gry i konstruował akcje. Operował w środku pola, pomagał na skrzydłach, wracał po piłkę, ale wychodził też na pozycje strzeleckie.

Co ze środkiem pola?

I tu jest największy kłopot dla Czesława Michniewicza. Brakuje nam rzeczywiście jakości Modera czy Bielika. Środek pola trzeba konstruować na Krychowiaku, który jest tym starym, poczciwym Krychowiakiem, jakiego znamy z meczów reprezentacji. Zagrania do tyłu, brak ryzyka i łapanie żółtych kartek w pierwszej połowie meczu - to znaki firmowe zawodnika, który ma stanowić trzon naszej reprezentacji.

Rozważyć też trzeba obecność Kamila Glika na środku defensywy. Wiem, że wielu próbowało już grać bez naszego wojownika, ale niestety w tym przypadku PESEL-u nie da się oszukać. Glik powoli nie nadąża w sprintach, ma słabszy start do piłki i często musi pomagać sobie ręką w walce o piłkę. Wielokrotnie fauluje, bo wie, że pojedynek jeden na jeden może przegrać. Tu niestety granica jest bardzo cienka, a wyznacza ją linia pola karnego oraz brutalność faulu. Istnieje obawa, że Glik w ważnym meczu może zaliczyć czerwoną kartkę i dać rzut karny naszym przeciwnikom.

Czesław Michniewicz ma teraz sporo pracy i kolejne zadanie do wykonania: zgromadzić taką grupę zawodników, która nie przyniesie wstydu na mistrzostwach świata. Chodzi o unikniecie blamażu z Argentyną i postawienie się choć trochę pozostałym przeciwnikom. Niestety na razie potrafimy głównie przeszkadzać, a przeszkadzaniem z grupy na mundialu nie wyjdziemy.