Mistrz Europy w biegu na 800 m Adam Kszczot (RKS Łódź) przyznał, że w latach młodzieńczych sport był dla niego odskocznią i szansą na to, żeby robić coś poza pracą w polu. "Wszelkiego rodzaju zajęcia SKS - wszystkie były moje" - podkreślił.

REKLAMA

Kszczot został pierwszym 800-metrowcem w historii, który zdobył trzy złote medale mistrzostw kontynentu i to z rzędu. Po zwycięstwie w Berlinie powiedział, że każde kolejne złoto przychodzi trudniej. Tytuł wywalczył swym najlepszym wynikiem w sezonie - 1.44,59.

Czwarty był Michał Rozmys (UKS Barnim Goleniów) - 1.45,32, a piąty Mateusz Borkowski (RKS Łódź) - 1.45,42. Obaj poprawili rekordy życiowe. Srebrny medal trafił do Szweda Andreasa Kramera - 1.45,03 (wyrównany rekord kraju), a brązowy do Francuza Pierre-Ambroise Bosse - 1.45,30.

Mój syn sam wybierze drogę życiową. Nie wiem, czy będzie sportowcem. Mnie był dany ten wybór i jemu też będzie. Mama i tata zawsze zachęcali mnie do tego, żebym startował w zawodach i brał udział w zajęciach dodatkowych. Wychowałem się w bardzo małych miejscowościach. Sport był dużą odskocznią i szansą na to, żeby robić coś poza robotą w polu - przyznał urodzony 2 września 1989 roku w Opocznie Kszczot. Dodał, że pierwszą osobą, która zaszczepiła w nim rywalizację sportową w postaci lekkoatletyki był Rafał Marszałek. To on był jego wychowawcą i nauczycielem wychowania fizycznego.

Jeździłem z nim na zawody. Pamiętam jak dziś. Wszelkiego rodzaju zajęcia na SKS-ach - wszystko było moje. Z każdego sukcesu cieszę się bardzo i wyznaczam sobie kolejne cele. Ich osiągnięcie jest jednak bardzo mgliste i rozciągnięte w szerokim horyzoncie czasowym. Wiele drobnych szczegółów, na które często nie ma się wpływu, determinuje sukces bądź przegraną - ocenił.

W kolekcji Kszczot nie ma medalu olimpijskiego. Być może będę go jeszcze miał - stwierdził. Dodał, że zrobi wszystko, żeby go zdobyć. To bardzo mnie motywuje. Drogę już nakreśliliśmy. W 2019 roku nie startuję w hali. Zmieniamy troszeczkę trening od nowego sezonu. Znowu będzie jakaś fajna przygoda. Jego zdaniem mistrzostwa Europy w Berlinie mogą być jego ostatnimi.

Może tak być. Ciało ma pewien termin przydatności do użycia. Objawia się to dość niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba. Wtedy musisz zakończyć karierę. Nie wiem jednak, kiedy ten moment nastąpi. Trenuje się z roku na rok mniej, ale inaczej. Rośnie świadomość ciała i czucie głębokie. Wiele elementów się rozwija. Trzeba włożyć znacznie więcej pracy mentalnej, żeby przejść takie same przygotowania. Jak wejdziesz do rwącej rzeki, to wiesz, że jej nurt jest trudny do pokonania. Gdy wchodzisz do niej regularnie i wiesz co cię czeka, sprawia to pewną trudność - wyjaśnił.

Jak przyznał, nie będzie w przyszłości chciał być trenerem, bo to jego zdaniem "ciężki kawałek chleba".

Mam nadzieję, że mnie to ominie, ale staram się przekazywać ludziom wiele mentalnych i fachowych uwag z treningu. Bardzo mi miło, że Michał Rozmys i Mateusz Borkowski powiedzieli o mnie, jako o osobie, która w jakiś sposób inspirowała ich do treningów. Bardzo się cieszę, że są następcy, którzy już depczą mi po piętach - dodał zawodnik RKS Łódź.

Podziękował także za wsparcie kibicom, których na Stadionie Olimpijskim w Berlinie jest bardzo wielu.

(m)