Kanadyjczyk Adam Campbell wykazał się niezwykłą wytrzymałością podczas startu w ultramaratonie po bezdrożach amerykańskiego stanu Colorado. W trakcie biegu został trafiony przez piorun, ale nie przeszkodziło mu to w dotarciu do mety.

Do wypadku doszło 100 km od linii startu corocznego ultramaratonu, w którym zawodnicy muszą pokonać 100,5 mili (ponad 170 km). Campbell był akurat na najwyższym wzniesieniu trasy, kiedy zebrała się nad nimi burza.
Tam na górze nie ma nic, zupełnie nie ma się gdzie schować. Ani skał, ani drzew... po prostu nic. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy dalej biec i jak najszybciej uciec ze szczytu - opowiadał.

Kanadyjczyk przyznał, że poczuł piorun na głowie, ale życie uratował mu kask z lampką.To był trudny wyścig. Ta trasa jest wymagająca... nawet bez piorunów! - mówił na mecie Kanadyjczyk, który ukończył ultramaraton z czasem 25:56.36, niecałe 50 minut po zdobywcy drugiego miejsca.

Powiedziano mi, że grożą mi rozmaite urazy spowodowane przez śnieg i zimno, brak wody pitnej, wysoki poziom wód, burze. Istniało również niebezpieczeństwo natknięcia się na pumy i niedźwiedzie, a na niektórych fragmentach trzeba było uważać na wzmożony ruch uliczny, szczególnie że kawałek trasy trzeba było przebiec poboczem po ciemku. Ostrzegano mnie też, że do kilku miejsc nie jest w stanie szybko dotrzeć żadna pomoc - opowiada inny uczestnik biegu.

W ultramaratonie wystartowało 140 osób. Zwyciężył Hiszpan Kilian Jornet czasem 22:41.35.