Fiorentina przegrała w rzutach karnych z Glasgow Rangers 2:4 w rewanżowym meczu półfinałowym piłkarskiego Pucharu UEFA. Pierwsze spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. W finale szkocki klub zmierzy się z Zenitem Sankt Petersburg.

Spotkanie dostarczyło niezwykłych emocji, choć jego poziom mógł zadowolić tylko wytrawnych fanów futbolu. Gospodarze dowodzeni przez żywiołowo reagującego Cesare Prandelliego nieustannie atakowali bramkę Neila Alexandra, oddali kilkadziesiąt strzałów i co chwilę gotowało się na polu karnym wspaniale zorganizowanych w defensywie gości.

"The Gers" bronili się konsekwentnie, nie pozwalali sobie na błędy, asekurowali się. Jednym słowem, w defensywie wykonali tytaniczną pracę. W ofensywie Rangers nie istnieli, choć trzeba przyznać, że swoje nieliczne sytuacje mieli. Styl gry podopiecznych Waltera Smitha przyprawiał gospodarzy o ból głowy, gdyż często zwlekali, faulowali, wycofywali piłkę do pokazywanego co chwilę przez kamery Alexandra.

Obaj trenerzy uznawani za wspaniałych fachowców zrobili wszystko, aby osiągnąć cel, ale tylko jednemu udało się to w stu procentach.

Jednostronny, mało widowiskowy mecz w pełni spełnił oczekiwania fanów w dogrywce i w trakcie wykonywania rzutów karnych przez piłkarzy. Rangers od 109. minuty musieli grać w dziesięciu, gdy Daniel Cousin ujrzał czerwoną kartkę za rzekome uderzenie głową Fabio Liveraniego. Powtórki pokazały, że nie uczynił tego w tak ostry sposób, jak sugerował zwijający się z bólu zawodnik "Violi". Oskara za aktorstwo nie było, a wykluczenie Gabończyka nie ominęło.

"The Gers"wywalczyli to na co pracowali - rzuty karne. Te zaczęły się dla nich nie najlepiej, gdyż Sebastien Frey efektownie wybronił pierwszy strzał i to w wykonaniu kapitana gości Barry'ego Fergusona. Alexander uporał się później z uderzeniem... Liveraniego. Gości do finału wprowadził jednak nie ich golkiper, a Christian Vieri, który przestrzelił w fatalny sposób z 11 metrów, co nadzwyczaj często zdarzało mu się także w trakcie spotkania.

Rangers zmierzą się w finale z Zenitem Sankt Petersburg 14 maja na obiekcie Manchester City.

Oficjalnie Fiorentina pozostała u siebie niepokonana w tej edycji Pucharu UEFA, choć niewielu jej kibiców ta wiadomość ucieszy. Podopieczni Prandelliego spośród 7 spotkań na europejskiej scenie w tym sezonie na własnym obiekcie wygrali 4 i 3 pozostawili nierozstrzygnięte. "The Gers" nadal mają bilans z Fiorentiną niekorzystny, jednak po raz pierwszy od 36 lat awansowali do finału międzynarodowych rozgrywek.