Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa towarzyszyły meczowi Czarnogóra - Polska w eliminacjach piłkarskich mistrzostw świata. Na ulicach Podgoricy było zdecydowanie więcej policjantów niż kibiców. "Akcji na taką skalę nie było nawet w ubiegłym roku, kiedy przyjechali do nas Anglicy" - przyznaje pracownik miejscowego hotelu.

Przed meczem wszystkie ulice w pobliżu stadionu Pod Goricom zostały zamknięte nie tylko dla samochodów, ale również dla pieszych. Do tej strefy mogli wejść tylko mieszkańcy za okazaniem dokumentów lub przedstawiciele mediów z akredytacjami. Kibice obu drużyn nie zostali wpuszczani - zresztą praktycznie nie było ich widać.

Na każdym skrzyżowaniu spotkać można było za to patrol policji. Bezpieczeństwa pilnowali też funkcjonariusze po cywilnemu. Wyglądało na to, że wątpliwa sława polskich kiboli jest w Czarnogórze wyjątkowo żywa. Specjalny wysłannik RMF FM Maciej Jermakow przekonał się o tym w rozmowie z ochroniarzem stadionu, na którym zagrali polscy piłkarze. Jedyny ochroniarz wdał się w dyskusję, chwaląc polskich chuliganów (ponoć są najlepsi w Europie!), i opowiadał trochę o tym, jak to Śląsk robił zadymę - pisał nasz reporter na blogu.

W piątek w Czarnogórze głośno było o polskich chuliganach, którzy zostali zatrzymani w Budvie. Według miejscowej policji, zachowywali się agresywnie i brali udział w napaści na funkcjonariusza.