Polska przegrała z Niemcami 26:29 (13:17) w swoim pierwszym meczu grupy D mistrzostw świata piłkarzy ręcznych, rozegranym w Lusajl, niedaleko stolicy Kataru - Dauhy. Wcześniej Rosja pokonała Arabię Saudyjską 27:17. Wieczorem w ostatnim meczu tej grupy Dania zmierzy się z Argentyną.

TUTAJ MOŻECIE ŚLEDZIĆ TEKSTOWĄ RELACJĘ Z MECZU NA ŻYWO!

Podobnie jak w piłce nożnej, tak i w ręcznej potyczki polsko-niemieckie mają swoją specyficzną historię. W 2007 roku biało-czerwoni ulegli swoim odwiecznym rywalom w finale mistrzostw świata, w zeszłym roku przynajmniej częściowo im się zrewanżowali eliminując ich z MŚ 2015.

Niemcom udało się jednak dostać do turnieju, co prawda kuchennymi drzwiami, dzięki dzikiej karcie jaką im przyznano po dyskwalifikacji Australii, której kontynentalna konfederacja nie została uznana przez władze światowej organizacji IHF.

Biało-czerwonych wspierała dopingiem kilkusetosobowa grupa kibiców, którzy w większości przylecieli z kraju. Z samego przyjazdu zorganizowanego przez ZPRP skorzystało 200 osób, była też liczna ekipa z Płocka, a także m.in. z Kielc, Konina, Dzierżoniowa, Łomianek, Koszalina. Na spotkanie przyszli również rodacy pracujący w Katarze. Wspólnie dali znać o sobie już przy śpiewaniu hymnów. Niemieckich fanów stawiło się nieco mniej.

Polacy rozpoczęli z Kamilem Syprzakiem na kole, który już w pierwszej akcji wywalczył rzut karny, wykorzystany przez Krzysztofa Lijewskiego - autora także dwóch następnych goli.

Przez dziesięć minut wynik oscylował wokół remisu. Wtedy Niemcy uzyskali dwubramkową przewagę (8:6) i niemiecki selekcjoner polskiego zespołu Michael Biegler poprosił o czas.

Na rozegraniu pozostali Lijewski, Mariusz Jurkiewicz i Michał Jurecki. Ten ostatni w 18. min. doprowadził do wyrównania 9:9. Słabe w wykonaniu Polaków było ostatnie siedem minut przed przerwą, w których poza dwoma trafieniami Bartosza Jureckiego gole zdobywali rywale. Wkradło się jakieś rozprzężenie. Kilka niecelnych podań, nie do końca przygotowanych rzutów i niezbyt szczelna obrona spowodowały, że mistrzowie świata z 2007 roku w 27. min wygrywali 15:11, a do szatni schodzili prowadząc 17:13.

Po przerwie podopieczni Bieglera przyspieszyli, zdobyli dwie bramki z rzędu, ale Niemcy szybko zorientowali się w sytuacji i utrzymywali bezpieczne trzy-czterobramkowe prowadzenie. W dodatku w 36. min dwaj Polacy otrzymali dwuminutowe kary (przy stanie 16:19). Ale wówczas efektownymi interwencjami zaczął popisywać się wprowadzony w drugiej połowie Piotr Wyszomirski. Obronił m.in. karnego.

Przeciwnicy zamiast powiększyć przewagę stracili gola, po udanej dobitce Lijewskiego. Następnie pierwsze swoje trafienie zaliczył Piotr Chrapkowski i było już tylko 18:19. Ten sam zawodnik wyrównał na 20:20 w 42. min.

W 45. min Uwe Gensheimer przestrzelił karnego, gdy jego drużyna prowadziła 21:20. To jednak tylko trochę odwlekło w czasie kolejne trafienia Niemców, którzy dwie minuty później podwyższyli na 23:20.

Znów zaczęło się "gonienie wyniku". Ale Niemcy znajdowali luki w polskiej obronie i ciągle wygrywali jedną lub dwoma bramkami. W tym ważnym momencie, w 53. Min Sławomir Szmal obronił karnego, po czym Michał Jurecki ponownie wyrównał na 25:25.

Niemcy w końcówce byli znacznie skuteczniejsi. Uzyskali trzybramkową przewagę (28:25). Polacy się nie poddawali, ale ich akcjom brakowało właściwego wykończenia. W ostatnich dwóch minutach po przepychankach na połowie Niemców sędzia posłał na kary dwóch Polaków i jednego rywala. Przy stanie 26:29 półtorej minuty przed końcową syreną Polacy wycofali bramkarze, ale na niewiele to się zdało i niekorzystny wynik utrzymał się do końca.

(j.)