Krzysztof Hołowczyc w zakończonym w sobotę Rajdzie Dakar zajął piąte miejsce. Po powrocie do kraju powiedział, że jest bardzo zadowolony ze swojego wyniku. Wyprzedzili mnie tylko ci, którzy mają w dorobku zwycięstwo w tym rajdzie. Bez wątpienia to wielcy i godni rywale - powiedział kierowca.

To dla mnie historyczny wynik. Co prawda byłem już piąty w 2009 roku, ale ta edycja była nieporównywalnie cięższa. Wystartowało ponad 170 załóg, a do mety dojechała mniej niż jedna trzecia. W dodatku żaden z czołowych kierowców tym razem się nie wycofał - uzasadnił.

Podium Dakaru 2011 zdominowali kierowcy Volkswagena. Wygrał Katarczyk Nasser al-Attiyah, przed Ginielem de Villiers z RPA i Hiszpanem Carlosem Sainzem. Czwartą lokatę zajął kolega Hołowczyca z BMW - Francuz Stephane Peterhansel. Wynik mój i Stephane'a pokazał, że jako zespół jesteśmy drugą siłą Dakaru. Wszyscy mają świadomość, że tylko te dwie drużyny walczyły o zwycięstwo. Budżet Volkswagena jest od naszego nieporównywalnie większy, ale nie można się załamywać, tylko trzeba brać się do roboty. Mamy ogromne plany, jeśli chodzi o testowanie samochodu. Z inżynierami już omawiamy co trzeba w nim poprawić, bo jest takie powiedzenie - jak się kończy jeden Dakar, zaczyna się następny - i dla nas z pewnością już się zaczął - podkreślił olsztynianin.

W marcu zapadnie decyzja odnośnie trasy przyszłorocznej edycji. Wszystko wskazuje na to, że ulegnie ona dużym zmianom. W ostatnich latach ścigano się po bezdrożach Argentyny i Chile. Tajemnicą poliszynela jest, że w przyszłym roku pojedziemy do stolicy Peru, Limy. Teraz waży się jeszcze czy na trasie znajdą się też inne kraje np. Brazylia. Dla organizatorów ważną sprawą jest bezpieczeństwo, bo przecież właśnie z powodu jego braku impreza przeniosła się z Afryki do Ameryki Południowej - podkreślił Hołowczyc.