Śląsk po dwóch porażkach zdobył punkt, a Pogoń pierwszy raz w tym sezonie przywiozła coś z wyjazdu, ale obie ekipy nie mogły być po końcowym gwizdku zadowolone. Po słabym meczu w wykonaniu obu ekip kibice we Wrocławiu kibice gola nie zobaczyli.

Z większym animuszem spotkanie zaczęła Pogoń, która wysoko, agresywnie podchodziła pod Śląsk i starała się szybko odbierać piłkę rywalom. Gospodarze mieli duże problemy nie tylko z przedostaniem się pod pole karne szczecinian, ale nawet z wyjściem z własnej połowy. Zapału przyjezdnym starczyło jednak na niespełna 10 minut, do pierwszej groźnej akcji wrocławian. Po prostopadłym podaniu Michała Chrapka w idealnej sytuacji znalazł się Robert Pich, ale w sytuacji sam na sam z Łukaszem Załuską trafił w bramkarza Pogoni.

Od tego momentu obraz gry się zmienił. Goście zaczęli grać ostrożniej, nieco się wycofali, zagęszczali środek pola i szukali szans w szybkim ataku. Śląsk natomiast był dłużej w posiadaniu piłki, ale zupełnie nie miał pomysłu na przedostanie się przez strefę rywali. Ich akcje wyglądały tak, że najpierw długo rozrywali piłkę w obronie, a następnie długim podaniem starali się uruchomić jednego ze skrzydłowych. Praktycznie nic z tego nie wynikało.

Poza sytuacją Picha z początku meczu, Śląsk do przerwy praktycznie jeszcze tylko dwa razy zagroził bramce strzeżonej przez Załuskę. Za pierwszym razem Arkadiusz Piech został w ostatniej chwili zablokowany przez Lasza Dwalego, a za drugim po jednej z nielicznych koronkowych akcji Pich spudłował z kilku metrów.

Jeszcze skromniej to wyglądało ze strony gości. Praktycznie tylko Sebastian Rudol miał doskonałą szansę na gola. Po dośrodkowaniu z głębi pola obrońca szczecinian był sam kilka metrów przed bramką, ale uderzył tak, że aż sam się złapał za głowę.

Po przerwie gra się nieco ożywiła i mniej już było walki w środku pola, a więcej się działo w obrębie pola karnego jednej czy drugiej drużyny. W tym okresie Śląsk mógł a nawet powinien zdobyć gola. Po sprytnym podaniu z głębi pola w sytuacji sam na sam z Załuską znalazł się Piech. Napastnik gospodarzy przyjął piłkę, popatrzył i trafił w bramkarza rywali.

Po kwadransie tempo ponownie spadło i kibice oglądali to samo, co w pierwszej połowie - chaotyczne próby ataków Śląska i równie nieudane próby kontrataków Pogoni.

Ciekawie zrobiło się dopiero w ostatnich dziesięciu minutach. Najpierw po rajdzie przez pół boiska Dawida Błanika w dobrej sytuacji znalazł się Adam Frączczak, ale strzelił lekko i wprost w Jakuba Słowika. W odpowiedzi Marcin Robak w sytuacji sam na sam minął już Załuskę, ale piłkę po jego strzale z ostrego kąta zmierzającą do siatki zdołał wybić jeden z zawodników rywali. Na tym emocje we Wrocławiu się skończyły.

(j.)