Agnieszka Radwańska, rozstawiona z numerem 12., awansowała do trzeciej rundy wielkoszlemowego turnieju Australian Open na twardych kortach w Melbourne Park. Polska tenisistka pokonała Chorwatkę Petrę Martic 6:3, 6:4.

Spotkanie rozgrywane było na korcie numer dwa, czwartym co do wielkości w całym kompleksie. Trwało godzinę i 26 minut, a tenisistki rywalizowały w słońcu, przy temperaturze powietrza około 26 stopni Celsjusza. Był to ich pierwszy pojedynek.

Początek meczu był dość nerwowy, co doprowadziło do podwójnych obustronnych przełamań na otwarcie i bardzo wyrównanych gemów. Lepiej z presją poradziła sobie 21-letnia krakowianka, która dwa razy straciła swój serwis, a sama zdobyła trzy "breaki".

W miarę upływu czasu Radwańska nabierała rozpędu i coraz częściej przejmowała inicjatywę w wymianach z głębi kortu. Opanowanie i rosnąca z każdą piłką pewność gry pozwoliły jej rozstrzygnąć losy pierwszej partii wynikiem 6:3, po 45 minutach.

Również drugi set, trwający o cztery minuty krócej, obfitował w długie wymiany z linii głównej. W nim obie zawodniczki lepiej radziły sobie już z emocjami i serwisem. Już w trzecim gemie Polka objęła prowadzenie dzięki przełamaniu podania rywalki i wydawało się, że tę przewagę utrzyma do końca.

Dzięki niej prowadziła już 3:1 i 4:2. Jednak nagły zryw Martic i moment dekoncentracji krakowianki sprawiły, że gra się znów wyrównała, a na tablicy pojawił się wynik 4:4. W tym momencie jednak Radwańska przyspieszyła tempo wymian i doprowadziła do kolejnego "breaka", po czym wykorzystała pierwszego meczbola przy własnym serwisie.

Kluczem do sukcesu Polki była precyzyjna gra i unikanie nadmiernego ryzyka. Popełniła 17 niewymuszonych błędów, o 20 mniej od rywalki, która za to uzyskała przewagę w wygrywających uderzeniach 30-14. Martic zajmuje 140. miejsce w rankingu WTA Tour, a do turnieju głównego przebiła się przez trzy rundy eliminacji.

Jest wyraźny progres, a Isia łapie powoli właściwy rytm gry, co jest zawsze trudne zaraz po kontuzji. Na szczęście też szybko zapomniała o poprzednim meczu - podsumował występ córki trener Robert Radwański.

W pierwszej rundzie w ponad dwuipółgodzinnym maratonie Polka z trudem uporała się z 40-letnią weteranką światowych kortów Japonką Kimiko Date-Krumm. Nie spisywała się tego dnia najlepiej, a pomogła jej w znacznym stopniu duża liczba niewymuszonych błędów rywalki.

21-letnia krakowianka wróciła w Melbourne do gry po ponad trzymiesięcznej przerwie spowodowanej przeciążeniowym pęknięciem dużego palca lewej stopy. W listopadze przeszła operację kontuzjowanej nogi, a już w grudniu wznowiła treningi, choć początkowo mówiło się, że na Australian Open nie wyzdrowieje.

Jeszcze na początku grudnia chodziła o kulach, a teraz gra. To wszystko zasługa doktora Mariusza Bonczara, który już po raz drugi ją operował z fantastycznym skutkiem (rok wcześniej prawą dłoń - przyp. PAP). To świetny fachowiec. Poza tym zaskakująco dobrze przebiegła rehabilitacja. Skoro noga nie boli, a Isia w ostatnich tygodniach mogła już normalnie trenować, grzechem byłoby odpuszczenie pierwszego turnieju Wielkiego Szlema w sezonie - tłumaczy Radwański.

W trzeciej rundzie Radwańska, sklasyfikowana na 14. miejscu na swiecie trafi na Rumunkę Simonę Halep (nr 77.), z którą jeszcze nigdy nie grała. Przed rokiem Polka zakończyła tu występ właśnie w tej fazie. Choć najbardziej odpowiada jej trawiasta nawierzchnia, to w 2008 roku w Australian Open osiągnęła pierwszy, ze swoich trzech dotychczasowych, ćwierćfinałów wielkoszlemowych.

W tym roku w Melbourne Radwańska startuje także w deblu, razem z Yung-Jan Chan z Tajwanu. Para rozstawiona z numerem ósmym jest już w drugiej rundzie, w której w piątek spotka się ze Szwedkami Sofią Arvidsson i Johanną Larsson.