Na początku września Mateusz Waligóra zaczął w Czechach wędrówkę wzdłuż Odry. Podróżnik dotarł już do Wrocławia. "Celem wyprawy jest opowiadanie o miejscach, przez które wędrujemy. Człowiek idący wzdłuż rzeki jest tylko jakąś osią narracyjną do opowieści. Chcemy przekazać opowieści o Odrze usłyszane od ludzi, których spotykamy. To też rozmowy z naukowcami, twórcami oddolnych inicjatyw związanych z rzeką" - podkreślał w rozmowie z RMF FM.

REKLAMA

Wyprawa rozpoczęła się w poniedziałek 4 września w pobliżu źródeł Odry, które znajdują się na terenie poligonu wojskowego w Libavie w Czechach. Stamtąd Waligóra wraz z dziennikarzem Dominikiem Szczepańskim i fotografką Karoliną Krasińską ruszyli na północ. Obecnie podróżnicy mają przed sobą jeszcze ponad 500 kilometrów.

Płynęliśmy meandrami Odry na pograniczu polsko-czeskim, które nie są w żaden sposób przekształcone. Dominik Szczepański, który wędrował razem ze mną, powiedział: "Przecież tutaj jest jak w Amazonii". Ja też poczułem się, jak bym był na jakiejś egzotycznej wyprawie, a byłem 200 km od domu - wspominał w rozmowie z reporterem RMF FM Pawłem Pyclikiem.

Wyprawa Mateusza Waligóry wzdłuż Odry / autorka: Karolina Krasińska /
Wyprawa Mateusza Waligóry wzdłuż Odry / autorka: Karolina Krasińska /
Wyprawa Mateusza Waligóry wzdłuż Odry / autorka: Karolina Krasińska /
Wyprawa Mateusza Waligóry wzdłuż Odry / autorka: Karolina Krasińska /
Wyprawa Mateusza Waligóry wzdłuż Odry / autorka: Karolina Krasińska /

Podróż Waligóry przez Górny Śląsk i Opolszczyznę nie należała do prostych. Brakowało logicznych tras nad rzeką. Domy stoją od Odry w sporej odległości - relacjonował.

Przed Opolem ruch na Odrze był minimalny. Podróżnik mijał zrzuty ścieków, nad którymi śmierdziało. Na wodzie unosiły się kołdry gnijącej materii organicznej, butelki i podpaski. W tym czasie 30 km dalej rozgrywała się tragedia - służby wyławiały setki kilogramów martwych ryb z Kanału Gliwickiego, w którym wykryto wypuszczające toksyny złote algi.

Jeszcze 500 lat temu przez Opole spławiano drewno w ogromnych ilościach. W połowie XVI wieku w jednym roku cło musiało uiścić ponad 300 promów. Później rzeką płynęło zboże czy opolski cement. Teraz jest pusto i cicho. Nawet kilkadziesiąt lat temu coś pływało. A teraz sami widzicie. Nic. Czy wykąpałbym się w Odrze? Nigdy w życiu - powiedział podróżnikowi starszy mężczyzna spotkany kilka kilometrów przed Opolem.

Za Opolem rzeka powiększyła się, bo wpłynęła do niej Nysa Kłodzka. Ciśnienie wytworzone przez Odrę i Nysę sprawia, że burze rzadko tu trafiają. Żyjemy w takim dziwnym trójkącie między rzekami. Widzimy, jak na drugim brzegu pada, a u nas sucho. Nic tu nie rośnie bez podlewania - powiedział Waligórze w Golczowicach stojący w ogródku mężczyzna. Zresztą, dla kogo to podlewać? Wieś już nie przypomina wsi, dawniej gospodarzy było wielu, dziś ostał się jeden, który wszystko skupił. Młodzi wyjechali, wrócą pewnie na emeryturę - dodał.

Dla wielu mieszkańców nadodrzańskich wiosek i miejscowości główne wspomnienia związane są z rokiem 1997 i powodzią tysiąclecia. Kiedy zaczynamy pytać o rzekę, spotkane przez nas osoby zaczynają wracać do tych wydarzeń. Są tez wspomnienia katastrofy w roku ubiegłym - przyznał Waligóra w rozmowie z RMF FM.

Codzienne relacje z wyprawy można śledzić na facebookowym profilu Mateusza Waligóry.