7-latek z warszawskiego Ursusa nie żyje. Chłopiec w niedzielę wieczorem jadł żelki. Najprawdopodobniej zasnął, mając je w buzi i w nocy się nimi zadławił. Gdy rano rodzice weszli do pokoju dziecka, już nie oddychało. Gdy ratownicy przyjechali na miejsce, walczyli o jego życie przez godzinę. Nie udało się go uratować.

REKLAMA

  • Więcej najnowszych informacji z Polski i ze świata znajdziesz na RMF24.pl.

W Warszawie doszło do tragedii. 7-letni chłopiec w niedzielę wieczorem jadł żelki, prawdopodobnie zasnął, mając je w buzi i się nimi zadławił. W poniedziałek rano do jego pokoju weszli rodzice. Gdy zorientowali się, że nie oddycha, natychmiast zadzwonili na 112.

Na miejsce został wysłany zespół ratownictwa medycznego. Po przyjeździe na miejsce ratownicy zastali nieoddychającego, nieprzytomnego chłopca. U tego dziecka doszło do zatrzymania krążenia. Ratownicy przeprowadzili resuscytację krążeniowo-oddechową. Niestety pomimo godzinnej walki o życie tego chłopca, jego życia nie udało się uratować - powiedział reporterowi RMF FM Michałowi Radkowskiemu Piotr Owczarski z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego "Meditrans" w Warszawie.

Na miejscu wciąż pracują policjanci pod nadzorem prokuratora. Rzecznik pogotowia apeluje do wszystkich rodziców, by sprawdzali, czy dzieci przed snem nie mają ze sobą słodyczy.