Mimo galopującej inflacji i rosnących kosztów większość nadmorskich gmin nie zwiększyła wydatków związanych z bezpieczeństwem na plażach. Kłopoty z opłacaniem i zatrudnianiem ratowników, które pojawiają się od lat, mogą być w tym roku jeszcze większe. W wielu miejscach przetargi już trzeba powtarzać, bo oferty przekraczają możliwości samorządów.

REKLAMA

Ratownicy pracujący na plażach alarmują, że to może być najbardziej niebezpieczny sezon nad Bałtykiem od lat. Z jednej strony, ze względu na formalne już wycofanie pandemicznych obostrzeń, wojnę oraz uchodźców, można spodziewać się, że na plażach będzie więcej wypoczywających niż w 2021 czy 2020 roku. Z drugiej strony gminy odpowiedzialne za bezpieczeństwo na swoich plażach – mimo inflacji i rosnących cen niemal wszystkiego – nie zaplanowały większych, niż w przeszłości wydatków związanych z utrzymaniem bezpieczeństwa. A to może, choć nie wszędzie musi, przełożyć się na przykład na krótsze odcinki strzeżonych plaż.

Warto pamiętać, że odgórne przepisy podniosły płace ratowników. Więc, jeśli ktoś chce za te same pieniądze, utrzymać ten sam poziom bezpieczeństwa, na takim samym terenie, to gdzieś, coś się nie zgadza. To nie może się spinać finansowo. Nie ma cudów
– mówi nam jeden z trójmiejskich ratowników.

O zaplanowane wydatki i to czy uda się utrzymać bezpieczeństwo na dotychczasowym poziomie zapytaliśmy między innymi w Trójmieście, Władysławowie, Łebie czy Ustce. W każdym z tych miejsc podejście do problemu jest nieco inne.

Władysławowo

W Władysławowie na przykład założenia są takie, by za te same pieniądze, jak roku temu – ponad 870 tysięcy złotych – utrzymać na terenie całej gminy 15 strzeżonych kąpielisk, czyli taką samą liczbę, jak w poprzednim sezonie. To daje łącznie 1500 metrów strzeżonych plaż.

Na 11 kąpieliskach pracować ma minimalna obsada – 3 ratowników, na 4 plażach w samym mieście – po 4 ratowników.

Na tę chwilę trudno powiedzieć. Tak naprawdę dopiero po realizacji zadania będziemy mogli stwierdzić, czy przeznaczone środki były wystarczające na pokrycie poniesionych kosztów, czy jednak trzeba było znaleźć dodatkowe finanse – odpowiada RMF FM Grażyna Janush z Urzędu Miejskiego we Władysławowie pytana o to, czy w związku z sytuacją na rynku i inflacją przeznaczane środki wystarczą na zapewnienie bezpieczeństwa na dotychczasowym poziomie. Co ciekawe, gmina planuje też wprowadzić nowe rozwiązania, które również będą wiązać się z wydatkami.

W tym roku po raz pierwszy chcemy dodatkowo uruchomić tzw. grupę interwencyjną ratownictwa wodnego, której obszar działania będzie obejmował ok. 10 km linii brzegowej od Karwi do Jastrzębiej Góry – informuje RMF FM Janush.

Ustka

W Ustce sytuacja wygląda podobnie. Pieniądze przeznaczone na bezpieczeństwo na plażach są zbliżone do tych, co w zeszłym roku. Ustecki OSiR, który jest organizatorem kąpielisk w gminie, przeznacza na ten cel 600 tysięcy złotych. Większe jednak, niż rok temu mogą być potrzeby.

W obecnym roku zwiększona zostaje obsada ostatniej wieży na końcu kąpieliska Ustka Wschód - z uwagi na brak zgody Urzędu Morskiego na utworzenie kąpieliska na ostatnich 100 m, które jest intensywnie użytkowane przez turystów. Dodatkowo na kąpielisku po stronie zachodniej powstanie kolejne zejście wyposażone w wózek do kąpieli osób niepełnosprawnych – informuje Eliza Mordal, rzecznik Urzędu Miasta Ustki.

Na pytanie o to, czy planowane środki wystarczą, by zapewnić bezpieczeństwo na dotychczasowym poziomie, nie odpowiada.

Trwa procedura wyłonienia wykonawcy zabezpieczenia kąpielisk, więc jest za wcześnie na podawanie takiej informacji – czytamy w piśmie od rzecznik Urzędu Miasta Ustki.

Łeba

Również wymijająco na to pytanie odpowiadają w Łebie, gdzie także w porównaniu do poprzednich lat niewiele ma się zmienić, bo plan jest taki by utrzymać tam 900 metrów strzeżonej plaży i tę samą liczbę ratowników.

Umowa z firmą ratowniczą została już podpisana. Ze względu na sytuację ekonomiczną w kraju i na świecie koszty obsługi plaż diametralnie wzrosły, co jest olbrzymim wyzwaniem dla budżetu Portu Jachtowego w Łebie, który musi się sam utrzymywać – przekazuje RMF FM Jan Biernacki, prezes spółki Port Jachtowy w Łebie.

Nie podaje informacji o tym, ile pieniędzy na ten cel chce w tym roku przeznaczyć, zaznacza jedynie, że spółka ma swój niezależny budżet, a gmina nie przeznacza żadnych pieniędzy na organizację kąpielisk i finansowanie ratowników.

Sopot

Bezpieczeństwo jest priorytetem – odpowiada na pytania w tej sprawie Izabella Heidrich, rzecznik sopockiego magistratu. W Sopocie pierwszy raz od lat strzeżonych kąpielisk jednak ubędzie. Po obu stronach molo będzie to w sumie 700 metrów strzeżonej plaży, o 100 mniej niż w poprzednich latach.

Oprócz tego przez cały lipiec i sierpień od 8.00 do 20.00, podobnie jak w przeszłości, pracować będzie specjalna grupa interwencyjna wyposażona w szybką łódź typu RIB, quada z przyczepką do transportu poszkodowanego, samochód terenowy, sprzęt medyczny z defibrylatorem AED i torbą R1, deską ortopedyczną z kompletem pasów oraz stabilizatorem głowy.

Ratowników wesprzeć ma także dron. W tym roku nadzór i monitoring nad kąpieliskami „wzmocni” bezzałogowy statek powietrzny, wyposażony w kamerę termowizyjną oraz przekazującą obraz w czasie rzeczywistym – mówi Heidrich. Sopot przeznacza na zabezpieczenia plaż 650 tysięcy złotych, ale cześć z tych środków pokrywać będą dzierżawcy plaż.

Gdynia

Gdynia również planuje zapewnić bezpieczeństwo na plażach za podobne środki jak w przeszłości. Chodzi w sumie o 600 metrów strzeżonych plaż w 4 dzielnicach miasta oraz utrzymanie specjalnej grupy interwencyjnej, która udziela pomocy i ratuje życie także poza wyznaczonymi kąpieliskami. Na zatrudnienie i wyposażenia ratowników w odzież oraz eksploatację ich sprzętu zabezpieczono około 800 tysięcy złotych.

Pomimo iż wartości kwotowe nie odbiegają istotnie od lat poprzednich, to niezmienne pozostają jakość oraz poziom bezpieczeństwa, które od lat stoją w Gdyni na wysokim poziomie – stwierdza ponad miesiąc przed rozpoczęciem sezonu Marek Urbaniak, Kierownik Działu Komunikacji i Marketingu w Gdyńskim Centrum Sportu, w przesłanej odpowiedzi na pytania RMF FM.

Informuje także, że w tym roku na każdym gdyńskim kąpielisku zamontowane zostaną specjalne, ogólnodostępne boje ratownicze, których użyć będzie można zawsze, gdy ktoś będzie potrzebował pomocy.

Gdańsk

Tylko w Gdańsku przyznają, że zaplanowane na ten rok pieniądze – i to mimo zwiększenia ich w porównaniu do poprzedniego roku – nie wystarczą.

Jesteśmy świadomi, że będą konieczne większe środki niż w poprzednich latach i staramy się je zapewnić w ramach całego budżetu Gdańskiego Ośrodka Sportu. Z pewnością nie planujemy oszczędności kosztem bezpieczeństwa osób wypoczywających na naszych plażach
– informuje RMF FM Jędrzej Sieliwończyk z Biura Prasowego Biura Prezydenta w Urzędzie Miejskim w Gdańsku.

W całym mieście planowane nakłady związane z organizacją kąpielisk sięgają blisko 3,2 mln złotych i są o ponad 110 tysięcy złotych większe niż w 2021. Zwiększyć ma się jednak liczba samych kąpielisk. Przez ostatnie lata było ich 8, teraz w mieście funkcjonować ma jedno strzeżone kąpielisko więcej.

Co ciekawe, w tym roku ratownicy będą realizować patrole strefy nadmorskiej, poruszając się na hulajnogach elektrycznych, ograniczając tym samym ruch pojazdów spalinowych w pasie nadmorskim – informuje Sieliwończyk.

Potrzebni ratownicy od zaraz

Tylko w samym Gdańsku, codziennie do pracy potrzebnych będzie ponad 70 ratowników. Biorąc pod uwagę cały sezon, zatrudniać będzie trzeba około 150 ratowników. A z tymi na rynku od lat jest kłopot. Mają go nawet duże miasta – jak Gdańsk, a im mniejsza jest miejscowość, tym trudniej o nowych ludzi.

W tym roku nad morze już nie jadę. W zeszłym roku pracowałem 7 dni w tygodniu, bez wolnego, przez kolejnego 4 tygodnie. Nie miał mnie kto zmieniać, bo nie było ludzi do pracy z moimi kwalifikacjami. Teraz żeby było śmieszniej, na niższym stanowisku, dostaną o 30% większe pieniądze, a pracować będą tylko 5 dni w tygodniu. Takie są różnice w płacach między aquaparkiem a bałtycką plażą. Nie muszę chyba mówić w jakiej formie jest ratownik, który codziennie dyżuruje. Naprawdę nie stać mnie już na pracowanie dla idei – mówi pochodzący z centralnej Polski ratownik, który od wielu lat pracował w sezonie nad Zatoką Gdańską.

Boję się, że będą narastały problemy komunikacyjne. Od kilku lat braki kadrowe próbuje się łatać ratownikami ze wschodu. Teraz sytuacja jest taka, że pewnie będzie ich jeszcze więcej. Nic do nich nie mam, ale nie może być, że ktoś kto ich zatrudnia, nie dba o to, by język polski znali w praktyce, a nie tylko „na papierze". Były już duże problemy z porozumieniem się przy prowadzeniu akcji ratunkowych. A to naprawdę każda sekunda ma znaczenie – mówi z kolei jeden z ratowników pracujących na plażach w Gdańsku.

Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa

O bezpieczeństwo na plażach zapytaliśmy również w Morskiej Służbie Poszukiwania i Ratownictwa, która co prawda zajmuje się niesieniem pomocy na morzu, ale w ostatnich latach coraz częściej bierze udział także w akcjach poszukiwawczych po zaginięciu plażowicza, który poszedł się kąpać. Dyrektor SAR Sebastian Kluska potwierdza, że dotarły do niego informacje – z różnych części wybrzeża – o tym, że niektóre gminy rozważają skrócenie odcinka strzeżonych plaż lub już podjęły takie decyzje.

Nie chce jednak wskazywać konkretnie, o które gminy chodzi, bo do rozpoczęcia sezonu zostało jeszcze sporo czasu, a w wielu miejscach trwają przetargi na strzeżenie plaż i od ich rozstrzygnięcia zależeć będzie ostatecznie to, ile kąpielisk powstanie.

Przyznaje jednak, że tak jak zawsze, gdy ktoś potrzebuje pomocy w miejscu, gdzie strzeżonego kąpieliska nie ma, wezwanie do działania dostaną właśnie Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa, a także Straż Pożarna. Jak mówi, obie służby, zawsze ruszą do akcji ratowania życia, praktyka pokazuje jednak, że ze skuteczność takich akcji nie jest najwyższa.

Tu najważniejszym kryterium jest czas. Czas człowieka, który będzie się topił. A w sytuacji, w której dany podmiot ratowniczy nie znajduje się na plaży, to nie ukrywajmy, szanse na uratowanie takiego człowieka bardzo mocno maleją, a nawet można powiedzieć, że spadają do zera. Zawsze idziemy z nadzieję, że znajdziemy człowieka żywego i uda się go uratować. Niestety ta prawda i statystyka jest taka, że bardzo często mamy do czynienia z akcją podjęcia z wody zwłok człowieka i przetransportowania go na brzeg – mówi Kluska przyznając, że jeśli od momentu zniknięcia człowieka minęły mniej niż 2 godziny, podejmuje się jeszcze akcje reanimacyjną, ale i tak ostatecznie przyjeżdżający do topielca lekarz stwierdza zgon.

Zdaniem Kluski w ślad za rosnącą liczbą turystów nad morzem powinno pójść także podniesienie nakładów na ich bezpieczeństwo, w tym przygotowanie adekwatnej do sytuacji liczby strzeżonych kąpielisk.

Jak z bezpieczeństwem w woj. zachodniopomorskim?

W Zachodniopomorskiem koszty utrzymania bezpieczeństwa na nadmorskich kąpieliskach już zweryfikowały wyniki przetargów.

We wszystkich postępowaniach już rozstrzygniętych oferty były o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent wyższe niż zaplanowane przez gminy budżety – mówi Apoloniusz Kurylczyk, szef Zachodniopomorskiego WOPR. Gminy mają niewielkie pole manewru. Mogą albo zwiększyć nakłady na zabezpieczenie kąpielisk, albo… liczyć na cud.

Gmina Rewal właśnie po raz trzeci ogłosiła przetarg, w poprzednich dwóch oferty były dużo ponad zaplanowany budżet. Ten po raz kolejny się nie zwiększył.

Jeśli chodzi o nasze województwo nie zaobserwowaliśmy jeszcze planów ograniczenia obszaru strzeżonego na plaży lub skrócenia godzin pracy ratowników. To nie jest rozsądna droga. Ciężko powiedzieć komuś, że teraz od 16 plaża nie będzie strzeżona, albo że w miejscowości, gdzie było powiedzmy 10 stanowisk ratowniczych nagle ich będzie mniej o połowę. To obniży poziom bezpieczeństwa i nikt na to nie pójdzie
– mówi Apoloniusz Kurylczyk.

Z kolei Kołobrzeg czy Świnoujście sięgnęły głębiej do kieszeni. Wyjścia nie miały.

Jesteśmy kurortem, mamy co roku prestiżowe wyróżnienie Błękitnej Flagi, to stawia pewne wymogi. Nie możemy oszczędzać na bezpieczeństwie turystów – mówi Jarosław Jaz, rzecznik prezydenta Świnoujścia. W tym mieście za zabezpieczenie plaży odpowiada MOSiR, który zatrudnia ratowników WOPR. Jak twierdzi, co roku przyjeżdża mniej więcej ten sam skład.

Kołobrzeg ma już za sobą weryfikacje budżetu na zabezpieczenie miejskich kąpielisk. Tu również odpowiada za to MOSiR. Jak mówi zastępca dyrektora Robert Szpak ratownicy WOPR są obecnie poszukiwani.

Daliśmy ogłoszenie, musieliśmy podnieść płace, trochę osób się już zgłosiło, ale niestety nie mamy pewności, czy w wakacje rzeczywiście się u nas zjawią – przyznaje wiceszef kołobrzeskiego MOSiRu. Ratowników z uprawnieniami na rynku brakuje bardziej niż w latach poprzednich. Winna jest w dużej mierze pandemia.

Odbija nam się ten czas, gdy baseny były zamknięte. Nie było wtedy szkoleń i kursów. Ten rok jest teraz bardzo ciężko nadrobić. Po drugie brakuje takiego szerokiego wyjścia do młodzieży. Wcześniej pokazywanie młodzieży w wieku 12-14 lat pracy ratowników i mówienie, że po osiągnięciu pełnoletniości będą mogli pracować na kąpieliskach skutkowało tym, że 80-90% trafiało na kursy ratownicze. Teraz to 30-40 proc. - mówi szef zachodniopomorskiego WOPR.

Trochę pomaga wzrost pensji. W tym roku na publicznych kąpieliskach ratownik-nowicjusz może zarobić ponad 5 tysięcy złotych w miesiąc. Dla młodych ludzi to kwota „na rękę”. Zarobki bardziej doświadczonych, z uprawnieniami do sterowania łodzią przekroczą w tym roku 6 tysięcy miesięcznie. To nawet 1000 złotych więcej niż jeszcze rok temu.

Kąpieliska nad morzem kuszą też darmowym zakwaterowaniem w coraz lepszych warunkach i przynajmniej częściowym wyżywieniem. Kąpieliska rywalizują między sobą o ratowników, potrafią ich, mimo okrojonych budżetów podkupywać.

Możliwości finansowe gmin nie są jednak nieograniczone, a odpowiedzialne za zorganizowanie kąpielisk strzeżonych ośrodki sportu i rekreacji boją się najbardziej prywatnych kąpielisk. Plaże luksusowych hoteli są w stanie zaoferować ratownikom stawki, o jakich samorządy mogą tylko marzyć.