Co robili na jeziorze Resko Przymorskie nurkowie z Niemiec? Na to pytanie odpowie policja. Wyjaśnień domaga się też Instytut Pamięci Narodowej. Niemcy chcą wydobyć z jeziora szczątki ofiar katastrofy transportowego samolotu, którym pod koniec II wojny ewakuowane miały być głównie dzieci.

REKLAMA

Nielegalne poszukiwania na jeziorze mieli prowadzić reprezentanci organizacji Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge, czyli komisji do spraw niemieckich grobów wojennych. To instytucja państwowa, która zajmuje się ekshumacjami niemieckich ofiar II wojny światowej.

Komisja wystąpiła do IPN o zgodę na wydobycie szczątków z zatopionego w jeziorze Dorniera. Samolot był wodnopłatem, czyli maszyną przystosowaną do startu z wody. Pod koniec wojny samolotem miały być ewakuowane głównie niemieckie dzieci. Maszyna zatonęła i wszyscy na pokładzie zginęli.

Wstępne zielone światło IPN dał w grudniu - mówi rzecznik instytutu Rafał Leśkiewicz.

Te poszukiwania mogły się odbyć zgodnie z prawem, jeśli strona niemiecka dopełni wszystkich formalności. Strona niemiecka powołując się na ustalenia umowy polsko-niemieckiej, a także na polską ustawę o grobach i cmentarzach wojennych, wstąpiła do prezesa IPN o decyzję administracyjną, pozwolenie na poszukiwania i podjęcie szczątków osób, które znalazły się w tym zatopionym niemieckim samolocie - poinformował Leśkiewicz.

Dodał, że strona niemiecka nie uzyskała wszystkich wymaganych zgód i pozwoleń, chociażby od Wód Polskich.

Sama decyzja administracyjna nie jest dokumentem wyłącznym do prowadzenia prac - zaznaczył rzecznik IPN.

Prowadzenie prac na jezierze wyszło na jaw przez przypadek. W piątek koło południa zgłoszenie o kłopotach łodzi na jeziorze Resko dostali strażacy. Pierwszy sygnał dotyczył osób za burtą pontonu. Na miejscu okazało się, że zepsuł się silnik platformy do nurkowania, którą podczas silnego wiatru na jezioro wypłynęło trzech Niemców.

Strona niemiecka winna była poinformować IPN o dacie rozpoczęcia prac, a z tego, co wiemy takiej informacji przekazanej IPN nie było - powiedział Leśkiewicz. Z naszych ustaleń wynika, że Niemcy prowadzili prace rozpoznawcze, coś na kształt rekonesansu miejsca, gdzie ma się znajdować zatopiony samolot ze szczątkami ludzkimi, przede wszystkim szczątkami dzieci - ofiar II wojny światowej - dodał.

Czy była to pierwsza taka wyprawa? Nie wiadomo, bo strona niemiecka o tym nie informowała. IPN chce szczegółowych wyjaśnień.

Sprawą zajmuje się też policja. I to od ustaleń policji będzie zależało, jakie dalsze kroki zostaną podjęte, czy sprawa zostanie skierowana do prokuratury - poinformował rzecznik IPN.

Sprawa poruszyła lokalnych historyków, którzy od lat badali historię zatopionego samolotu. Jak powiedzieli szczecińskiej reporterce RMF FM, obawiają się, że chodzi o coś więcej niż tylko ekshumację. Po odkryciu wraku fragment maszyny chciała pozyskać Fundacja Wypędzonych Eriki Stienbach. Dodajmy, że podczas podobnych prac na jeziorze koło Słupska wydobyty i wywieziony bez wiedzy i zgody polskiej strony został inny wrak samolotu.