Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko matce 4-letniej Amelii i 5-letniego Sebastiana, którzy zginęli po upadku z okna bloku w Koszalinie. Kobieta twierdziła, że był to nieszczęśliwy wypadek, ale z opinii biegłych wynika, że w momencie, gdy dosżło do wypadku była pod wpływem amfetaminy.

Do tragicznego wypadku doszło 30 czerwca 2020 roku. Dzieci wypadły z dziewiątego piętra bloku, w którym rodzina wynajmowała mieszkanie. Początkowo śledztwo zostało umorzone, bo uznano, że był to nieszczęśliwy wypadek. Kluczowa okazała się opinia biegłych.

Joanna W., matka dzieci, była pod wpływem amfetaminy. Jak twierdzi dzień wcześniej odwiedził ją znajomy i to on miał jej dosypać do napoju środki odurzające - poinformował RMF24 rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie prok. Ryszard Gąsiorowski. Kobieta miała w organizmie 44 nanogramy amfetaminy na mililitr krwi. Jak poinformował prokurator, choć nie są to duże ilości, biegli uznali, że kobieta nie mogła rzetelnie opiekować się czworgiem dzieci.

"Oskarżona dnia 30.06.2020 mając prawny i fizyczny obowiązek opieki nad dziećmi, naraziła Amelię, lat 4 i Sebastiana, lat 5 na niebezpieczeństwo, w sposób taki, że znajdując się pod wpływem amfetaminy zaniedbała należytej opieki nad dziećmi, w wyniku czego dzieci dostały się do niezabezpieczonego okna, wypadły z niego i poniosły śmierć" - napisano w akcie oskarżenia, cytowanym przez TVN24.pl.

Przesłuchana w charakterze podejrzanej Joanna W. nie przyznała się do winy. Tłumaczyła, że po wypiciu napoju czuła się dobrze, a od tego momentu do tragicznego  zdarzenia minął niemal cały dzień. 

Powtórzyła swoje wcześniejsze zeznania, że nie była świadoma tego, że dzieci w wieku 4 i 5 lat są już w stanie wejść na parapet, że mogą ruszyć klamkę i okno się otworzy. Do pokoju weszła, bo poczuła, że "zrobił się przeciąg". Gdy zobaczyła, że nie ma ich w łóżkach, pomyślała, że się przed nią schowały. Dopiero chwilę później wyjrzała przez otwarte okno. Dzieci leżały na dole.

Zarówno sąsiedzi, opieka społeczna, jak i dzielnicowy nie mieli zastrzeżeń do kobiety i jej partnera w kwestii opieki nad dziećmi. Po śmierci Amelii i Sebastiana przeprowadzili się do innego lokum w Koszalinie.

Kobieta będzie odpowiadać przed sądem za narażenie dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie śmierci. Grozi jej do pięciu lat więzienia. 

 

 

Opracowanie: