Na trzy miesiące do aresztu trafił Roman S., kierowca białoruskiego autokaru, który spowodował w niedzielę wypadek w Rzeszowie. Prowadzony przez niego pojazd wypadł z ronda i zatrzymał się na pasie zieleni, w wyniku czego poszkodowanych zostało 14 osób. 34-latek usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym.
- Więcej informacji z Twojego regionu znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl. Bądź na bieżąco!
Jak poinformował w środę rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie prok. Krzysztof Ciechanowski, z ustaleń śledztwa wynika, że 34-letni kierowca autobusu marki Scania-Irizar, jadąc w niedzielę rano drogą krajową nr 97 przez rondo im. Jacka Kuronia w kierunku centrum Rzeszowa, naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, przede wszystkim poprzez jazdę z nadmierną prędkością, niedostosowaną do warunków pogodowych oraz niezachowanie ostrożności i błędną technikę jazdy.
W konsekwencji autobus przejechał przez wyspę środkową ronda, następnie przez drogę dla pieszych i rowerów, uderzył w bariery ochronne i po ich przerwaniu wjechał na pas zieleni. W wyniku zdarzenia doszło do katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób - poinformował.
Autobusem podróżowało 47 pasażerów, obywateli Białorusi, którzy jechali z Terespola do Budapesztu.
14 osób doznało lekkich i średnich obrażeń ciała, które "spowodowały naruszenie czynności narządów ciała zarówno na okres powyżej, jak i poniżej siedmiu dni". Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - zaznaczył prokurator.
Dodał, że kierowca autokaru był trzeźwy. Przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia, z których wynika, że podczas kierowania autobusem zasnął.
Zgodnie z decyzją sądu trafił na trzy miesiące do aresztu. Za zarzucany mu czyn grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.