Bieg ze startu wspólnego na 10 kilometrów klasykiem wydaje się być dla Justyny Kowalczyk idealną szansą na powiększenie przewagi w Toru de Ski. Polka będzie chciała urwać jeszcze kilkanaście sekund, żeby jutro podczas morderczego podbiegu pod Alpe Cermis ułatwić sobie zadanie.

Pod nieobecność Marit Bjoergen wydaje się, że losy Tour de Ski są już niemal rozstrzygnięte. Po 5 etapach Justyna Kowalczyk ma minutę i trzy sekundy przewagi nad drugą w klasyfikacji generalnej Szwedką Charlotte Kallą. Dziś ta przewaga powinna się zwiększyć. Wczoraj w biegu na 3 kilometry Polka urwała rywalkom kilkanaście sekund. Teraz w biegu na 10 kilometrów i to jeszcze klasykiem może być tylko lepiej. Na tym dystansie Kowalczyk regularnie zdobywa medal na wielkich imprezach - ma brąz i srebro z mistrzostw świata w Libercu (2009) i Oslo (2011).

Bez wątpienia najgroźniejszą rywalką Polki pozostaje Therese Johaug. Filigranowa Norweżka na pewno będzie bardzo mocna podczas niedzielnej próby pod Alpe Cermis. Na razie Johaug traci do Kowalczyk minutę i sześć sekund, zajmuje trzecie miejsce. Plan na sobotni bieg ma bardzo prosty - chce biec razem z Polką, by przed niedzielnym, ostatnim etapem nie powiększyć już straty do liderki.

Ważne będą zwycięstwa na bonusach. Na trasie będzie można zdobyć dwie bonifikaty czasowe, na mecie trzecią. Zwycięstwo na każdej daje 10 sekund, druga lokata 10, a trzecia pięć. Zatem nawet przy założeniu, że Kowlaczyk i Johaug uciekną reszcie stawki, to Polka może odskoczyć Norweżce na 15 sekund, a to sporo.

We Włoszech zapowiadana jest dodatnia temperatura, a trudne warunki powinny bardziej pomagać Kowalczyk niż Johaug.