Łódź intensywnie walczy ze śniegiem - teraz głównie tym zalegającym na parkingach. Nasza reporterka Agnieszka Wyderka zadzwoniła pod śniegowy numer interwencyjny i poprosiła o odśnieżenie parkingu, bo od kilku tygodni po przejeździe pługa ma uwięziony w zaspach samochód.

Co udało się załatwić? Nic poza tym, że dowiedziała się, że służby odpowiedzialne za odśnieżanie nie nadążają z usuwaniem śniegu i tak naprawę nie są od tego. Na jakąkolwiek pomoc przy wydobyciu samochodu z zaspy może liczyć dopiero jutro, ale gwarancji nie ma. Po co więc taki telefon interwencyjny dla mieszkańców, skoro prośba o interwencję jest bagatelizowana i nikt tak naprawdę nie chce pomóc łodzianom?

Świeżo upieczony dyrektor Zarządu Dróg i Transportu Maciej Winsche prosi o kilka dni na uporządkowanie tych spraw. Deklaruje jednak, że porozmawia z pracownikami, którzy teraz zajmują się obsługą mieszkańców. Wkrótce, czyli raczej nie w tym sezonie, ma to wyglądać lepiej: sprawniej i bardziej profesjonalnie, a niekompetentnych ludzi mają zastąpić przeszkoleni.

Wiceprezydent Łodzi Dariusz Joński, który odpowiada za sprawy porządku w mieście, zapowiada, że dwa tygodnie to za mało na znaczące zmiany, ale z każdym tygodniem jakość kontaktu mieszkańców z urzędnikami powinna się poprawiać. Od poniedziałku ma być też uruchomiona strona internetowa, na której łodzianie będą mogli zgłaszać swoje problemy dotyczące odśnieżania, dziur na ulicach czy oznakowania. Jakie dostaną gwarancje, że ich prośby zostaną zauważone? Każdy mieszkaniec będzie musiał mieć odpowiedź – tego będę żądał od podległych mi urzędników – obiecuje Joński.

Koszty obsługi niedziałającego tak naprawdę telefonu interwencyjnego są trudne do ustalenia. Z mieszkańcami rozmawiają przypadkowi pracownicy ZDiT. Oprócz odbierania telefonu, mają jeszcze inne obowiązki i robią to dorywczo. Niestety słychać to w rozmowach z łodzianami.