Samolot malezyjskich linii lotniczych musiał awaryjnie wylądować na lotnisku w Hong Kongu. Powodem była usterka związana z generatorem prądu.

Na pokładzie było 271 pasażerów. Samolot leciał z Kuala Lumpur do Seulu.

Usterkę zauważył personel pokładowy godzinę po starcie. Samolot Airbus 330 zmuszony był więc lądować na lotnisku w Hong Kongu.

Jak zapewnił przewoźnik, nie było zagrożenia dla bezpieczeństwa pasażerów, ponieważ maszyna wyposażona była w zapasowe generatory prądu.

Dziennikarzom brytyjskiego dziennika Daily Mail udało się dotrzeć do matki jednej z pasażerek samolotu. Jak mówiła 61-latka z Londynu, jej córka z samolotu wysłała dramatycznego SMS-a. Myślała, że umrze. Napisała, że w czasie startu jeden z silników wydawał dziwny odgłos. Powiedzieli im, że mają się przygotować do awaryjnego lądowania na wodzie. Pasażerowie założyli kamizelki ratunkowe. Na pokładzie panował totalny chaos - powiedziała kobieta.

To kolejna awaria maszyny malezyjskiego przewoźnika w ciągu ostatnich dni. W piątek samolot lecący do stolicy Nepalu podczas lądowania zderzył się ze stadem ptaków. W samolocie rozbita została przednia szyba. Pilotom udało się jednak bezpiecznie wylądować.

W dalszym ciągu nie ma również informacji o zaginionym Boeingu 777, który 8 marca zniknął z radarów. Na pokładzie było 239 osób. Samolot leciał z Kuala Lumpur do Pekinu. Dotychczasowe poszukiwania prowadzone przez wiele państw nie przyniosły żadnych rezultatów.

Daily Mail