"Akcja ratownicza po wypadku Kubicy trwała za długo" - uważa znany polski kierowca rajdowy Michał Kościuszko. "To są minuty, które ratują życie i decydują o czasie późniejszej rekonwalescencji" - dodał. W czwartek Robert Kubica opuści oddział intensywnej terapii szpitala w Pietro Ligure.

Kościuszko podkreślił jednak, że nie może się wypowiadać w szczegółach, o organizacji rajdu Ronde di Andora w Ligurii, gdyż nie był na miejscu. Dodał, że jego znajomość z Kubicą jest długotrwała. On kocha rajdy samochodowe, dlatego był jako kibic na wielu rundach mistrzostw świata. Dopingował mnie przy okazji moich startów - mówił.

Podobne wątpliwości, jak rajdowiec, ma prezes Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Motorowego w Krakowie Marek Rutkowski. Zastanawiam się, dlaczego służby ratownictwa technicznego - z pełnym wyposażeniem do cięcia blach i tego typu sprzętem - dojechały na miejsce ponad 30 minut po wypadku.

"Co innego prowadzić wóz, a co innego być kierowcą F1"

Rutkowski uważa, że Kubica będzie mógł w przyszłości prowadzić samochód i to bardzo dobrze, ale co innego prowadzić wóz, a co innego być kierowcą Formuły 1. Bardzo trudno bawić się w eksperta, nie mając dostępu do szczegółowych badań. Jednak pragnę zauważyć, że w Formule 1 kierownica wymaga niesamowicie precyzyjnego działania palców kciuka jednej i drugiej i ręki. Trudno orzec, czy jego ręka dojdzie do tak perfekcyjnej sprawności, aby mógł to obsługiwać - zaznaczył Rutkowski.

26-letni Kubica został w niedzielę poważnie ranny w wypadku na trasie rajdu samochodowego Ronde di Andora w Ligurii. Prowadzona przez niego Skoda Fabia S2000 wypadła z trasy i z dużą prędkością uderzyła w barierkę otaczającą drogę. By wydostać z wraku kierowcę, ratownicy musieli rozcinać karoserię. Polak był zaintubowany i przewieziony helikopterem do szpitala w Pietra Ligure, gdzie przeszedł wielogodzinną operację. Obecnie jego stan zdrowia jest stabilny i kierowca może opuścić OIOM.