Kandydat Partii Libertariańskiej w wyborach prezydenckich Gary Johnson stał się obiektem kpin po wywiadzie dla MSNBC, podczas którego okazało się, że nie wie, co to jest Aleppo czyli miasto będące centrum konfliktu w Syrii - pisze w czwartek "New York Times".

Kandydat Partii Libertariańskiej w wyborach prezydenckich Gary Johnson stał się obiektem kpin po wywiadzie dla MSNBC, podczas którego okazało się, że nie wie, co to jest Aleppo czyli miasto będące centrum konfliktu w Syrii - pisze w czwartek "New York Times".
Gary Johnson /CJ GUNTHER /PAP/EPA

Johnson, były republikański gubernator stanu Nowy Meksyk, gdy został zapytany w trakcie programu telewizji MSNBC o to, co jako prezydent zrobiłby, by rozwiązać kryzys w Aleppo, odpowiedział: "A co to jest Aleppo?".

Prowadzący program poprosili Johnsona, by wyjaśnił, czy mówi poważnie, a Libertarianin przyznał, że nie wie, iż takie miasto w ogóle istnieje - relacjonuje "NYT".

Aleppo nie schodzi od dawna z pierwszych stron gazet. Od 2012 roku ta dawna gospodarcza stolica Syrii jest praktycznie podzielona: dzielnice na wschodzie znajdują się w rękach rebeliantów walczących z reżimem prezydenta Baszara el-Asada, a te na zachodzie są pod kontrolą sił rządowych.

Zdaniem nowojorskiego dziennika to potknięcie może się okazać dla Johnsona poważnym ciosem; kandydat stał się obiektem żartów i kpin w mediach społecznościowych, i to właśnie na ostatniej prostej kampanii wyborczej, podczas której musi zdobyć 15-procentowe poparcie, aby zostać dopuszczonym do telewizyjnych debat prezydenckich.

Kompromitacja Johnsona zmartwi tych Republikanów, którzy nie chcąc oddać głosu na Donalda Trumpa, mieli zamiar poprzeć kandydata Partii Libertariańskiej; odbiera on bowiem głosy przede wszystkim Trumpowi.

Takich rozczarowanych kandydatem swej partii Republikanów jest bardzo wielu, włącznie z Mittem Romneyem - byłym kandydatem na prezydenta - który zapowiada, że zagłosuje na Johnsona, i publicznie zaapelował o to, by dopuszczono go do debat prezydenckich - pisze dziennik.

"NYT" przypomina, że Libertarianie są zwolennikami bardzo konserwatywnej polityki gospodarczej, mają liberalne poglądy społeczne i nie przywiązują wielkiej wagi do polityki zagranicznej.

Johnson nie rezygnuje z walki wyborczej, obiecując program radykalnie odmienny od tego, co proponują główni kandydaci na prezydenta USA. Liczy, że pomoże mu niepopularność Hillary Clinton i Donalda Trumpa.

Według sondaży 62 procent Amerykanów chce, aby Johnson wziął udział w debatach.

Johnson mówi na wiecach i w wywiadach, że popiera wolny handel, legalizację marihuany i szersze otwarcie granic dla imigracji. "Nie będziemy budować muru. Ci, którzy nielegalnie przekraczają granicę, podejmują prace, których Amerykanie nie chcą wykonywać. A marihuana nikogo nie zabija" - powtarza.

Aby uczestniczyć w debatach, kandydat musi cieszyć się poparciem co najmniej 15 procent Amerykanów na podstawie średniej z kilku najważniejszych sondaży. Obecnie chce głosować na Johnsona około 10 procent wyborców.

Jeśli Johnson przekroczy w listopadowych wyborach próg 7 procent, to Libertarianie dostaną dotacje z federalnego funduszu w następnych wyborach w 2020 roku.

(az)