We wtorek rosyjski dziennik "Wiedomosti" poinformował, że w odwecie za sankcje Unii Europejskiej, Rosja może zakazać lotów nad Syberią europejskim liniom lotniczym. "Nie jestem zwolennikiem działania metodami zakazów" - powiedział Minister Spraw Zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow.

Nie jestem zwolennikiem działania metodami zakazów, to może stwarzać problemy dla pasażerów, zwykłych obywateli, którzy nie mają żadnego związku z tym, co wyprawiają na Ukrainie ci, którzy tę wojnę wywołali  - mówił w środę szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow, odnosząc się do doniesień rosyjskich mediów o możliwości zamknięcia części przestrzeni powietrznej Rosji dla linii zagranicznych.

Loty nad Syberią są popularne wśród europejskich przewoźników, bo znacznie skracają trasę z Europy do Azji. Moskwa zezwoliła na nie w latach 70. Zachodnie linie lotnicze płacą za każdy przelot. Szacuje się, że ZSRR zarabiał na tych lotach do 500 mln dolarów rocznie. Pieniądze te trafiały do państwowego Aerofłotu. Obecnie narodowy przewoźnik Rosji otrzymuje z tego tytułu co roku około 320 mln euro. Wprowadzenie takiego zakazu wydłużyłoby loty do Azji - głównie do Chin, Japonii i Korei Południowej - a także zwiększyło ich koszty. Zakaz uderzyłby przede wszystkim w Lufthansę, British Airways i Air France.

Zamknięcie dróg powietrznych nad Syberią, to w istocie miecz obosieczny. Z punktu widzenia europejskich linii lotniczych taka sankcja będzie bardzo dotkliwa, bo w zasadzie 90 proc. lotów z Europy na Daleki Wschód, czyli do Japonii, Korei, wschodnich Chin, wiedzie właśnie nad Syberią. Dotyczy to zarówno lotów pasażerskich jak i towarowych - zaznaczył ekspert rynku lotniczego Krzysztof Moczulski.

(acz)