"Za późno zaczęłam grać. Było trochę błędów z mojej strony no i nagle zrobiło się 0:4. Miałam szansę wyjść na po pięć, ale jakoś uciekło i przegrałam pierwszego seta. Potem tak naprawdę był już bardzo wyrównany mecz i nie było większych prowadzeń" - powiedziała Agnieszka Radwańska po meczu z Cwetaną Pironkową w 1/8 finału wielkoszlemowego turnieju na trawie w Wimbledonie. Polka, mimo słabego początku, pokonała Bułgarkę 4:6, 6:3, 6:3 i awansowała do ćwierćfinału.

Gdy krakowianka walczyła z Pironkową, z turnieju odpadła ubiegłoroczna triumfatorka (pokonała Polkę w finale) - Amerykanka Serena Williams (nr 1.), potencjalna jej rywalka w półfinale obecnej edycji. Gdy wychodziłam do gry tam był trzeci set i dopiero potem zobaczyłam w przerwie na tablicy końcowy wynik. Ale jakoś to nie ma większego znaczenia, gdy się jest na korcie. Myśli się raczej, żeby samemu wygrać swój mecz, bo co z tego, że Serena odpadła, jeśli się zaraz samemu przegra - zaznaczyła Radwańska, która jest najwyżej notowaną uczestniczką, jaka pozostała w drabince. To, że z czwartym miejscem w rankingu jestem najwyżej sklasyfikowana wśród ćwierćfinalistek o niczym nie świadczy. Wystarczy spojrzeć w drabinkę i zobaczyć kto już odpadł. To mi na pewno nic mi nie daje i nie ułatwia niczego, a mam nadzieję, że też nie będzie przeszkadzać. Staram się o tym po prostu nie myśleć, tylko robić swoje, swoje grać - dodała.

O kolejnym meczu: Będę musiała grać agresywniej

Polka spotka się we wtorek na Korcie Centralnym o godzinie 13.00 (14.00 czasu polskiego) z Chinką Na Li, z którą ma bilans meczów 4-6, ale na trawie 2-1. Zawodniczki dwukrotnie rywalizowały w Wimbledonie. Najpierw w 2009 roku lepsza okazała się Polka w drugiej rundzie 6:4, 7:5, a w kolejnym sezonie w trzeciej przegrała 3:6, 2:6.

Mam za sobą dwa trudne mecze w tym turnieju, teraz czeka mnie kolejny, pewnie cięższy od tamtych. I nie ma tu znaczenia, że jestem o dwa oczka wyżej rozstawiona od niej, bo Li to zawodniczka, która od dawna jest w czołowej dziesiątce rankingu; prezentuje bardzo wysoki i równy poziom
- uważa Radwańska. Grałyśmy ze sobą już kilka razy, a z tego, co pamiętam, to także tu na trawie też, więc wiem, że nie będzie łatwo. Zawsze to były długie i wyrównane spotkania. Będę musiała grać bardzo agresywny i dobry tenis przeciwko niej - dodała.

W poniedziałek Polka grała na korcie numer 2, trzecim co do wielkości stadionie przy Church Road. Od środy rywalizacja czołowych singlistek będzie się już toczyć tylko na korce Centralnym i Korcie Numer 1.

Trudno narzekać, bo obie zawsze mamy te same warunki, ale faktycznie dzisiaj kilka razy mi noga uciekła. Widać, że na brzegach jest już trochę wyślizgany i łatwo o wywrotkę. To normalne na trawie po pierwszym tygodniu intensywnego grania. Jednak na tych większych kortach nawierzchnia zawsze jest trochę lepsza, no i mniej zniszczona, bo mniej spotkań się tam rozgrywa - wspomniała Radwańska.

Mecz Janowicz-Kubot? "Nie dam się namówić na typowanie kto wygra"

Oprócz krakowianki w poniedziałek awans do ćwierćfinału wywalczyli również Jerzy Janowicz (nr 24.) i Łukasz Kubot, którzy spotkają się w środę w tej właśnie fazie. Zwycięzca trafi w półfinale na Szkota Andy'ego Murraya (nr 2.) lub Hiszpana Fernando Verdasco. Nie dam się namówić na typowanie kto wygra, o nie, nie ma szans, bo jeszcze mi się od któregoś oberwie. Myślę, że to już taki poziom, że niezależnie od tego, kto zwycięży, powinniśmy się wszyscy cieszyć. W końcu po raz pierwszy mamy dwóch Polaków w singlu w ćwierćfinale Wielkiego Szlema. To jest sukces. Jeśli będę miała szansę, to chciałabym bardzo obejrzeć ten mecz - powiedziała Radwańska, która broni w tym roku w Londynie 1400 punktów za ubiegłoroczny finał.