"Zdobycie czterech medali będzie dobrym wynikiem, a sześciu - fantastycznym" - przyznał wiceprzewodniczący reprezentacji olimpijskiej Adam Krzesiński, oceniając szanse polskich sportowców w zimowych igrzyskach w Soczi. Impreza potrwa od 7 do 23 lutego. Dzisiaj poznaliśmy skład 56-osobowej kadry.

Oczywiście liczę, że uda się dojść do sześciu medali, czyli powtórzyć sukces z Vancouver. To byłby fantastyczny wynik. Dobry zaś, jeśli nasi sportowcy czterokrotnie staną na olimpijskim podium. Nie zapominajmy, że cały świat, nie tylko my, przygotowuje się do zawodów. Nie wpadajmy w hurraoptymizm, tylko realnie spójrzmy na nasze szanse i możliwości. Jeśli zawodnicy wytrzymają w głowach obciążenie związane ze startem, to może być fajnie - powiedział Krzesiński, na co dzień pełniący funkcję sekretarza generalnego Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Zarząd PKOl zatwierdził dziś skład na igrzyska w Soczi. Znalazło się w nim 56 sportowców. Poprzednio taka rekordowa liczba biało-czerwonych, wówczas włącznie z drużyną hokeja na lodzie, rywalizowała w 1976 roku w Innsbrucku. Rekordowa reprezentacja Polski oznacza, że mamy coraz większą liczbę sportowców z tzw. grupy średniej. Oni potrafią przejść przez trudne sito kwalifikacji, ale to tylko średni poziom międzynarodowy. Teraz należy pracować, aby wskoczyć na ten najwyższy, do grona walczących o medale. Nie oszukujmy się, że nagle staliśmy się potęgą w sportach zimowych, bo tak nie jest. Jeśli teraz mówimy o 10-12 szansach na krążki w Soczi, to miejmy nadzieję, że dojdzie do olimpiady w Krakowie w 2022 roku i wtedy będziemy liczyć na 30-40 szans. Życie pokazuje, że z tych życzeń realizowanych jest 30-40 proc. Dlatego teraz cztery medale będą dobrym rezultatem, a za osiem lat może nawet 10-12, a nawet 14 - dodał Krzesiński, który piąty raz będzie zastępcą szefa reprezentacji olimpijskiej.

"Często oczekiwania są przesadzone"

Jego zdaniem, poza Justyną Kowalczyk trudno mówić o "pewniakach" w ekipie biało-czerwonych na zbliżające się igrzyska. Fachowcy i kibice czekają szczególnie ponadto na występy skoczków narciarskich, łyżwiarzy szybkich i biathlonistek. Wiele razy u nas są przesadzone oczekiwania. Przecież nawet w skokach narciarskich jesteśmy jednymi z kandydatów, a nie głównymi faworytami. Nasi zawodnicy mogą zdobyć medal np. w konkursie drużynowym, ale już Puchar Świata w Zakopanem pokazał, że wcale nie jest to oczywiste. W tej dyscyplinie na olimpiadach nie brakowało niespodzianek. Liczymy na medale, lecz nie możemy zagwarantować, że na 100 proc. wrócimy z nimi z Soczi - podkreślił Krzesiński.

Co innego z Justyną Kowalczyk i biegiem na 10 km techniką klasyczną. Gdyby w tej konkurencji nie stanęła na podium, byłby to wynik poniżej oczekiwań. Ale już na każdym innym dystansie będzie jej znacznie trudniej, bo konkurencja jest szeroka i silna. Jeszcze raz podkreślę, jak ważna jest psychika na olimpiadzie. Na końcu, poza umiejętnościami, decyduje głowa, czyli możliwość poradzenia sobie z presją w najważniejszej imprezie życia - ocenił Krzesiński, przed laty z powodzeniem rywalizujący na planszach szermierczych.

Kadra może jeszcze się powiększyć

W polskiej reprezentacji jest 56 osób, ale ostatecznie do czarnomorskiego kurortu może pojechać więcej. Poza wioską olimpijską będzie mieszkał rezerwowy bobsleista Michał Kasperowicz. Jeśli wystartuje będzie zawodnikiem nr 57. Ale szanse są też w łyżwiarstwie figurowym i snowboardzie. Podobna sytuacja była przed czterema laty, kiedy do kadry narodowej w późniejszym terminie dołączył specjalizujący się w snowboardzie Mateusz Ligocki.

Do 24 stycznia poszczególne komitety narodowe mają czas na potwierdzenie swych reprezentantów na listach zakwalifikowanych. Czasem zdarza się, że ktoś wypadnie z powodu kontuzji, czasem decyduje o tym polityka startowa federacji danego sportu i kraju. Dlatego jest jeszcze szansa, że ktoś dodatkowo pojedzie do Soczi. Zarząd upoważnił prezesa PKOl do uzupełniania składu reprezentacji w przypadku przesunięć rankingowych. Będzie to też możliwe w przypadku jakiejś kontuzji - dodał Krzesiński.

Zapewnił jednocześnie, że PKOl nie występował o żadne tzw. dzikie karty. Uważam, że powinni otrzymywać je sportowcy z krajów, gdzie sport dopiero się rozwija, a start zawodnika będzie bodźcem do tego rozwoju. U nas potrzebujemy więcej pieniędzy w sporcie, jeśli myślimy o projekcie Kraków 2022. W większym stopniu finansujmy sport zimowy i stwórzmy specjalny program rozwoju sportów zimowych - zaznaczył.

(MRod)