Po kłopotach z bagażami, które nie dotarły na czas do Soczi, jamajscy bobsleiści po raz pierwszy trenowali na olimpijskim obiekcie. Przez pierwsze dni nie mieli w co się przebrać oraz w czym trenować. Niemcy z kolei postanowili z Rosji... wyjechać.

Jamajski sprzęt dotarł na Krasną Polanę, gdzie w wiosce olimpijskiej zatrzymali się Jamajczycy, około północy. Nie obyło się jednak bez kolejnych niespodzianek. Okazało się, że w trakcie kontroli strażnicy w ubrania oraz sprzęt rozsypali odżywki. Podczas gdy stroje udało się otrzepać, pilot Winston Watt nie zauważył, że proszek znalazł się także w jego kasku.

Było to uciążliwe zwłaszcza w trakcie treningu. Jak go założył, cały proszek wysypał mu się na twarz.

Wszystko chyba przez ochronę, która sprawdzała bagaże. Wszystko było pootwierane. Może myśleli, że tam się znajduje coś innego, a nie odżywki - zastanawiał się Watt.

Mimo wszystko Jamajczycy pozostają optymistami. Pochodzimy z krainy słońca, nigdy nie przestajemy się śmiać - skomentował. Dla niego to drugi olimpijski występ. Po raz pierwszy startował w 2002 roku w Salt Lake City.

Jamajczycy, którzy nadal traktowani są jak egzotyczni goście na zimowych igrzyskach, w tym roku nie startowali w Pucharze Świata. Kwalifikacje wywalczyli dzięki występom w Pucharze Ameryki. To jednak jeszcze wcale nie oznaczało, że do Soczi pojadą. Brakowało im bowiem funduszy na przyjazd. Z pomocą przyszli... kibice. Po apelu umieszczonym w wielu mediach, uzbierali w krótkim czasie 178 tys. dolarów.

Bobsleiści w Soczi mają za sobą dwa nieoficjalne treningi na olimpijskim torze. Niemcy narzekają na obiekt i mówią, że jest całkowicie inaczej przygotowany aniżeli w trakcie przedolimpijskiej próby.

Po dwóch nieoficjalnych treningach postanowili z Soczi... wyjechać. Największa grupa leci do Stambułu, by tam w spokoju potrenować. Część wraca do domu, by parę dni jeszcze spędzić z rodzinami i na miejscu ćwiczyć.

(j.)