"Spokojnie przejść przez kwalifikacje, a następnie mierzyć wysoko" - to plan Macieja Staręgi na olimpijski sprint techniką dowolną w Soczi. 24-latek z Siedlec ma za sobą najlepszy sezon w karierze - sześć razy był w czołowej trzydziestce sprintu w Pucharze Świata. W rozmowie z Kacprem Merkiem zdradza tajniki tej najtrudniejszej z narciarskich konkurencji. Kwalifikacje do niej ruszają dziś o 11, ćwierćfinały startują dwie godziny później.

Kacper Merk: Na co pan liczy w sprincie na igrzyskach?

Maciej Staręga: Plan minimum to oczywiście przebrnięcie kwalifikacji. Jeśli jednak to się uda, wiem, że stać mnie na naprawdę dobrą walkę. W tym sezonie przekonałem się, że na trasach sprintu mogę walczyć z każdym zawodnikiem świata, dlatego najważniejsze to spokojnie przejść przez kwalifikacje, a następnie mierzyć wysoko.

Do tego potrzeba będzie też chyba trochę szczęścia, bo sprinty to najbardziej loteryjna konkurencja w narciarstwie klasycznym?


Tak, tego szczęścia proszę mi życzyć, choć po cichu liczę, że ponieważ nie było go za dużo w trakcie sezonu, oszczędziło się nieco właśnie na igrzyska. Sprinty to faktycznie bardzo trudny kawałek chleba; z boku może wyglądać, że biegniemy po bardzo szerokiej trasie, ale przy sześciu mężczyznach walczących bark w bark, tor do jazdy robi się niezwykle wąski. Każdy walczy o jak najlepsze miejsce dla siebie i niespecjalnie przejmuje się rywalami, więc na porządku dziennym są upadki czy złamane kijki. A już nawet lekkie zachwianie po kontakcie z rywalem powoduje wybicie z rytmu i znacznie zmniejsza szanse na końcowy sukces.

Trasa w Soczi będzie panu sprzyjać, czy przeszkadzać?

Dla mnie jest ona bardzo neutralna. Biorąc pod uwagę technikę, to rzecz jasna będzie mi sprzyjać, bo biegniemy stylem dowolnym. Jeśli zaś chodzi o profil i długość, to będzie promować tych bardziej wytrzymałych sprinterów; myślę, że na ostatnim podbiegu przed metą będą oni rozrywać stawkę zawodników. Biorąc pod uwagę moją formę i wyniki osiągane w tym sezonie, jestem pewien, że akurat ja będę się w stanie do tego dostosować, ale wielu "klasycznych" sprinterów może mieć z tym problem.

W tym sezonie jest pan najlepszym z polskich narciarzy - co takiego się zmieniło, że nagle forma tak wystrzeliła w górę?

Myślę, że w końcu zaprocentowała pewna ciągłość w wykonywanej przez lata pracy. Już w poprzednim sezonie pokazywałem się na trasach, ale oczywiście nie był to jeszcze taki poziom jak obecnie. Ten progres następuje u narciarzy bardzo małymi krokami, lecz najwyraźniej u mnie nadszedł już na niego czas.

Czuje się pan teraz bardziej pewny siebie?

Zdecydowanie, każde wejście do czołowej trzydziestki, a czasem i dalej, walka z najbardziej utytułowanymi sprinterami globu, niesamowicie budują pewność siebie. W ten sposób zdobywam też niezbędne doświadczenie, co, mam nadzieję, w najbliższych sezonach zaprocentuje także w rywalizacji na dystansach.