Ireneusz Haczewski to cichy i nieco zapomniany bohater z Lublina. W stanie wojennym skonstruował kilkanaście nadajników radiowych. To dzięki niemu Radio "Solidarność" nadawało audycje m.in. w Świdniku, Poniatowej, Lubartowie i Puławach. Nigdy nie wpadł chociaż warsztat miał we własnym mieszkaniu, które było wielokrotnie przeszukiwane przez służbę bezpieczeństwa.

Po wprowadzeniu stanu wojennego, na początku 1982 roku, Ireneusz Haczewski wykonał w Lublinie dwa nadajniki UKF własnej konstrukcji. Ich moc wynosiła 2 i 3 W, co zapewniało odbiór w promieniu do 2 km. Nadajniki montował wewnątrz magnetofonu kasetowego "B-113 -kapral", w miejsce zasilacza i wewnętrznego głośnika. Pierwszy nadajnik wkrótce po uruchomieniu emisji został porzucony na ulicy Lublina przez przestraszoną ekipę obsługującą, gdy obok przypadkowo przejeżdżała "na sygnale" karetka pogotowia. Niestety w aktach IPN nie ma potwierdzeni, czy emisja była udana.

W 1983 roku Ireneusz Haczewski, poprzez swoją żonę - działaczkę "Solidarności" Barbarę Haczewską - skontaktował się z Henrykiem Gontarzem, pracownikiem WSK Świdnik. Gontarz szukał sprzętu nadawczego, by zorganizować podziemne radio. Haczewski wykonał dla niego kolejny nadajnik - tym razem o mocy 5 W. "Radio Solidarność Świdnik" rozpoczęło nadawanie 29 kwietnia 1983 roku i pracowało przez 5 lat i 4 miesiące, emitując w tym czasie 43 audycje - początkowo na falach UKF, a od 14 lutego 1984 roku na ścieżce fonii II programu telewizji, z mocą od 40 do 62 W.

Poza Świdnikiem "Radio Solidarność" na Lubelszczyźnie działało jeszcze w paru innych miejscowościach. Szczególnie mocnym ośrodkiem były Puławy. Nadano tam około 30 audycji "Radia Solidarność Ziemi Puławskiej" na częstotliwości fonii pierwszego programu telewizji. Audycje nadawano także w Poniatowej i Lubartowie, a sporadycznie także w Łęcznej i Kazimierzu Dolnym.

Ponadto specjalnie wykonane miniaturowe nadajniki przerwały kilkakrotnie pracę radiowęzłów zakładowych w Lublinie, wchodząc na nie z własnym programem. Dwukrotnie przygotowane były do wejścia na pierwszomajowe przemówienia gen. Jaruzelskiego, podczas pochodu.

W przewidywaniu zastosowania przez władze tzw. "rozwiązania siłowego" i walk ulicznych, skonstruowany był szerokopasmowy nadajnik zagłuszający dużej mocy, dla pasma 172 MHz, skutecznie paraliżujący łączność pojazdów ruchomych milicji i SB, -równocześnie na wszystkich kanałach.

Rozmowa z Ireneuszem Haczewskim

Ireneusz Haczewski: Te nadajniki nigdy nie zostały wykryte. A z dokumentów IPN wynika, że ta mała grupa (np. w Świdniku dziesięcioosobowej) była w pewnym momencie rozpracowywana przez 350 agentów z Radiokontrwywiadu MSW. Mało tego. Okazało się że w Polsce nie było urządzeń odpowiednio czułych, by śledzić moje urządzenia. Bezpieka sprowadziła więc z NRD od Stasi aparaturę, żeby wykryć moje nadajniki

Krzysztof Kot: A i tak się nie udało?

Przez 7 lat!

Czuje się pan trochę bohaterem?

To do państwa należy ocena. Ja się czuję zwycięzcą.