Sąd zmienił zdanie i zakazał podawania nazwiska skazanego Artura R., pseudonim Benek, skazanego na 12 lat więzienia za udział w porwaniu Krzysztofa Olewnika - pisze "Rzeczpospolita". Sąd zrobił to, by ochronić jego rodzinę.

W końcu maja R. przysłał do sądu alarmujące pismo. Skarży się, że media pokazują jego twarz i podają pełne dane, co uderza w jego rodzinę. To źle wpływa na moją babcię, córkę i żonę. Córka się ode mnie oddala - zaznacza. Stwierdza, że medialne doniesienia jego rodzina odczuwa tym dotkliwiej, że mieszka w małym mieście.

Rozumiem, że słusznie ponoszę karę, ale dlaczego moja rodzina ma ponosić konsekwencje mojego postępowania - pyta. Przy okazji skarży się na śledczych: jego udział w wizji lokalnej w domu Olewnika miał pozostać w tajemnicy, a informację podały media. To - jak zaznacza - nie ułatwia mu pobytu za kratami, bo wskazuje, że podjął współpracę. Dzięki Jezusowi Chrystusowi pragnę prowadzić nowe życie - tak R. kończy pismo i prosi sąd, by wprowadził zakaz pokazywania jego twarzy i podawania pełnych danych.

Sąd do prośby się przychylił. Istnieje konstytucyjna ochrona rodziny. O wydaniu zakazu przesądziły właśnie te względy - wyjaśnia "Rzeczpospolitej" Dariusz Wysocki, przewodniczący Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Płocku. Ostrze represji nie powinno dotykać rodziny skazanego. Zgoda na podawanie wizerunku i danych skazanego Artura R. wygasła 9 czerwca.

Nie znaliśmy tego postanowienia sądu. Jest ono dla nas bardzo dziwne - mówi mec. Bogdan Borkowski, pełnomocnik rodziny Olewników.

"Benek" wyjaśnił śledczym, jak doszło do porwania Olewnika, ale jego rola w sprawie do dziś budzi kontrowersje. O udziale Artura R. w porwaniu nigdy nie wspomnieli pozostali bandyci. R. nie szukała ani warszawska prokuratura, która ustaliła sprawców porwania, ani śledczy z Olsztyna, którzy oskarżyli porywaczy, ani CBŚ zaangażowane w sprawę. Skąd więc w tej sprawie wziął się "Benek"? W 2006 r. jeden z porywaczy Sławomir Kościuk wskazał miejsce ukrycia zwłok Olewnika. Śledczy mieli ciało, ale nie wiedzieli, jak doszło do porwania. Byli w kropce.

Wtedy zdarzył się cud. Wiosną 2007 r. do olsztyńskiej prokuratury zgłosił się Artur R. Powiedział, że brał udział w porwaniu i opisał jego przebieg.

Mówił, że bandyci obserwowali dom Olewnika ukryci w polu kukurydzy, a do domu weszli przez drzwi balkonowe. Opowiadał, że wpadł polonezem do rowu. By go wyciągnąć, herszt gangu Wojciech Franiewski odpalił auto Jacka K. (były wspólnik Krzysztofa, podejrzany o udział w porwaniu), które stało przed domem. Zrobił to, choć samochód miał nietypowe zabezpieczenia. "Benek" mówił, że w porwaniu oprócz niego brali udział: Franiewski i dwóch bandytów z Nowego Dworu.

Wyjaśnienia Artura R. układały się w logiczną całość, ale nie zgadzały się z zeznaniami świadków, m.in. Piotra Skwarskiego (bliski kolega Kościuka, obaj już nie żyją). Skwarski twierdził, że Kościuk też uczestniczył w porwaniu (miał mu o tym opowiadać). R. o udziale Kościuka nie wspominał.

Ale śledczych najbardziej zastanawia dziwne zachowanie Artura R. podczas wizji lokalnej.

Mimo że w domu Olewnika był, jak twierdzi, kilkanaście minut, z niemal fotograficzną precyzją odtworzył rozkład mebli, kolory ścian i wiele innych szczegółów. Jakim cudem zapamiętał tyle detali? - dziwi się jeden ze śledczych.