Strajk na torach wisi na włosku. Pracownicy Przewozów Regionalnych właśnie zdecydowali w referendum, że chcą strajkować, jeśli w negocjacjach nie uda im się wywalczyć podwyżek. Za strajkiem opowiedziało się 98 procent biorących udział w referendum.

W sumie w referendum wzięło udział 9165 pracowników spółki, czyli 70,7 procent załogi. To oznacza, że frekwencja przekroczyła 50 procent i referendum jest ważne.

W efekcie właściwie w każdej chwili kolejarze z Przewozów Regionalnych mogą zatrzymać pociągi - i to ma być odbezpieczony pistolet, który związkowcy wnieśli na rozmowy z zarządem spółki. Od godziny 14 w siedzibie Przewozów Regionalnych trwają negocjacje. To może być decydujące spotkanie. Jeśli nie uda się dojść do porozumienia albo choćby zbliżyć stanowisk w sprawie 280-złotowej podwyżki i spotkanie zakończy się spisaniem protokołu rozbieżności, kolejarzom pozostanie już tylko wyznaczenie daty zatrzymania pociągów.

Zostanie ogłoszony strajk we wszystkich zakładach spółki. I to nie strajk godzinny, nie dwugodzinny, tylko strajk do skutku. Tu nie ma na co czekać, bo sytuacja w Przewozach Regionalnych jest fatalna - powiedział reporterowi RMF FM Mariuszowi Piekarskiemu Leszek Miętek, szef konfederacji kolejowych związków.

Nie można więc wykluczyć, że jeszcze w szczycie wakacyjnych podróży kolejarze zatrzymają 3 tysiące pociągów, bo tyle składów Przewozów Regionalnych kursuje każdego dnia. Łatwo przewidzieć skutki strajku dla podróżnych.