Już wszystko jasne: znamy laureatów tegorocznych Oscarów. Gala nie przyniosła wielkich zaskoczeń ani kontrowersji. Wygaszanie emocji nie jest złe, ale tym razem było zbyt daleko posunięte. Wielka szkoda, że "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" nie zostały najlepszym filmem i nie dostały zasłużonej nagrody za najlepszy scenariusz oryginalny. Cieszy za to Oscar dla Frances McDormand. I cieszy też jej przemówienie. Aktorka - właściwie jako jedyna - próbowała obudzić hollywoodzkie towarzystwo.

W kategorii najlepszy film statuetkę zgarnia "Kształt wody" - ujmująca baśń o miłości, która nie zna barier, z zimną wojną w tle. Docenienie akurat tego obrazu - któremu trudno coś zarzucić - można jednak uznać za kolejną odsłonę wojenki Fabryki Snów z Donaldem Trumpem. Pytanie, jak długo Amerykańska Akademia Filmowa będzie uzależniać swoje wybory od tego, kto jest lokatorem Białego Domu. I co z tego wynika dla kinomanów.

W filmie w reżyserii Guillermo del Toro istnieje jasny podział na dobro i zło. Inaczej niż w "Trzech billboardach za Ebbing, Missouri", które obok "Kształtu wody" uchodziły za głównego faworyta w najważniejszych kategoriach. To mocna, ale zniuansowana historia o zemście i rozpaczy po stracie dziecka. Wszystko jest zatopione w odcieniach szarości. Filmu nie da się łatwo przypisać do jakiejś kategorii, połączyć z "modną", chwytliwą tematyką. Cały czas zmusza widza do myślenia. Czy Akademia będzie kiedyś w stanie odpowiednio docenić autorskie, nieoczywiste kino? Miejmy nadzieję, że jest tego coraz bliżej.

Po jubileuszowej, 90. gali można było się spodziewać wielu rzeczy, ale nie tego, że będzie tak grzeczna, zdystansowana i w sumie... bezbarwna. Jedynym, wyróżniającym się momentem było przemówienie Frances McDormand. Aktorka odbierając Oscara miała ambicję poruszyć - dosłownie i metaforycznie - świat filmu. Czy jej się to udało? Oceńcie sami. Prawdopodobnie to jedyne oscarowe przemówienie, które zapamiętamy z tej gali. 

Tegoroczna ceremonia nie przyniosła jednego, wielkiego triumfatora. Nagrody podzielono w dość aptekarski sposób. W zasadzie każdy z najważniejszych nominowanych filmów zgarnął statuetkę - "Dunkierka" przodowała w kategoriach technicznych, Gary Oldman został wyróżniony za rolę Winstona Churchilla w "Czasie mroku", porywający horror "Uciekaj" za najlepszy scenariusz oryginalny, a finezyjny, nieszablonowy, i nie bójmy się tego słowa - wybitny dramat "Nić widmo" - za kostiumy. Wyjątek w tym hojnym, oscarowym rozdawnictwie stanowi "Lady Bird", która mimo szans na 5 statuetek musiała obejść się smakiem i "Czwarta władza" nominowana w dwóch kategoriach. Filmowi Spielberga nie pomógł nawet fakt, że był w swojej wymowie... antytrumpowski. 

Z pewnością przygotowania do tegorocznej gali kosztowały organizatorów wiele bezsennych nocy. To jednak nie tłumaczy, dlaczego zafundowali nam widowisko, po którym pozostaje spory niedosyt... i senność właśnie. Czy będą mogli teraz zasnąć snem sprawiedliwego?