"To były emocje, niewątpliwie. Lekkie zdenerwowanie, onieśmielenie tym wszystkim, ale - było fajnie" – mówiła po przylocie do Polski Agata Kulesza, odtwórczyni jednej z głównych ról w nagrodzonej Oscarem „Idzie” Pawła Pawlikowskiego. "Strasznie się cieszyłyśmy. Ale to nie jest tak, że teraz będziemy tym żyć" – tłumaczyła aktorka, która wylądowała w Warszawie razem z koleżanką z planu filmowego – Agatą Trzebuchowską. "Jest wielka radość, ale to nie jest rodzaj takiej ekscytacji, że teraz nie wiadomo, co nam się wydaje. Trzeba dalej iść" – podkreśliła.

W rozmowie z dziennikarzami na stołecznym lotnisku Chopina Agata Kulesza podkreślała, że chce, by Oscar za "Idę" został odebrany przez polskie środowisko filmowe "jako rodzaj nowej energii".

Jesteśmy bardzo fajnym narodem, mamy bardzo wielu kreatywnych, pięknych i wspaniałych, zdolnych ludzi, twórców; młodych, którzy - mam nadzieję - odczytają to jako energię, żeby ruszyć i nie chować się, nie mówić nie uda się, nie uda się, tylko żeby to był rodzaj energii, który pcha do przodu - powiedziała aktorka. Ceremonia jak ceremonia, (...) trochę więcej ludzi, trochę większa niż nasze Orły. (...) Spodziewałam się, że będzie gorzej - dodała, pytana o wspomnienia z gali. Wjeżdżamy samochodem. Zasieki, policja. Jedzie się z otwartymi oknami, żeby policjanci wiedzieli, kto jedzie w środku. Kolejne sprawdzanie. Na czerwony dywan. Są dwa czerwone dywany - prawy i lewy. My poszłyśmy tym głównym czerwonym dywanem, razem z Pawłem i Ewą Puszczyńską, producentką. Środkowe przejście dla prowadzących. Kolejne stacje, bardzo dużo dziennikarzy (...) po lewej. Po prawej ludzie, którzy wykupili bilety, żeby to obejrzeć. Przechodzi się przez ten dywan, a później są schody i wchodzi się już na poszczególne piętra sali - relacjonowała.


Agata Kulesza stwierdziła, że polskiej ekipie nie dano odczuć w Hollywood, że przyjechała "z dalekiego kraju". Zdjęcia nam również robili, nie czułyśmy się jakoś, że tak nas przepchnięto. Bardzo dużo ludzi nas zaczepiało. Mówili, że to wspaniały film, ściskali. Agata święciła triumfy. Młodzi twórcy bardzo na Agatę napadali. Gratulowali nam tego filmu - opowiadała.

Pytana, czy podczas pobytu w Los Angeles dostała jakieś propozycje grania w filmach w Ameryce, Agata Kulesza tłumaczyła, że satysfakcjonuje ją praca w Polsce. Chcecie mnie wygonić, czy co? Mnie jest tu bardzo dobrze. Mam bardzo fajny materiał do grania - mówiła dziennikarzom. Granie tam ról takich, jakie mogłabym grać, lub stewardess - że przychodzę i mówię tea or coffee?, nie sądzę, żeby mnie satysfakcjonowało. Więc myślę, że na razie zostanę tutaj - dodała. 

„Chcę poczekać. Zobaczyć właściwie, czego chcę”

Agata Trzebuchowska, która w filmie Pawlikowskiego wcieliła się w postać tytułowej bohaterki kolejny raz pytana była przez dziennikarzy, czy chciałaby kiedyś jeszcze stanąć przed kamerą. Powtórzyła, że nie ma takich planów. 

To była wspaniała przygoda, fantastycznie zakończona. Natomiast rzeczywiście nie planuję kariery aktorskiej - mówiła. Po prostu aktorstwo to nie jest coś, co mnie interesuje. Nie czuję, że to jest ścieżka dla mnie. Mam inne zainteresowania, które zamierzam realizować. Na przykład reżyseria, o której myślę - bardzo wstępnie i nie planuję dalszych kroków na razie na tym etapie - tłumaczyła. Chcę poczekać. Zobaczyć właściwie, czego chcę - dodała.

23-letnia Agata Trzebuchowska nie ma wykształcenia aktorskiego. Do obsady "Idy" trafiła przypadkiem. Małgorzata Szumowska zwróciła na nią uwagę w jednej z warszawskich restauracji i zasugerowała Pawłowi Pawlikowskiemu, że będzie to odpowiednia osoba do zagrania głównej roli w jego filmie.

Historyczny sukces polskiego kina

Podczas 87. ceremonii rozdania nagród amerykańskiej Akademii Filmowej, która odbyła się w niedzielę w Los Angeles, reżyser "Idy" Paweł Pawlikowski odebrał złotą statuetkę za najlepszy obraz nieanglojęzyczny. To pierwszy w historii Oscar dla polskiego filmu w tej kategorii.

Polacy byli nominowani w sumie w pięciu oscarowych kategoriach - "Ida" dostała jeszcze nominację za zdjęcia, doceniono także dwa polskie krótkometrażowe dokumenty  ("Nasza klątwa" Tomasza Śliwińskiego i "Joanna" Anety Kopacz), a Anna Biedrzycka-Sheppard została wyróżniona za kostiumy do "Czarownicy". Ostatecznie polska ekipa wyjechała z Hollywood tylko z jedną statuetką. 

 


(mn)