Obyło się bez skandali i wielkich rozczarowań. Statuetka dla najlepszego filmu dla "Birdmana" chyba godzi wszystkich kinomanów - tych, którzy szukają w kinie rozrywki, i tych, którzy chcieliby, aby Oscar był nagrodą przyznawaną za artyzm i łamanie schematów. Ogromną naiwnością byłoby natomiast stwierdzenie, że emocjonalną dyskusję zakończy nagroda dla "Idy".

Wielu Polaków Oscar dla filmu Pawlikowskiego zapewne cieszy. Obraz zachwyca prostotą, uwodzi wyrafinowaną estetyką, pięknymi zdjęciami. Przyznają to często nawet jego ideologiczni przeciwnicy. Ci, dla których film jest antypolski, antysemicki, antykatolicki czy nawet antyfeministyczny. Jedno jest pewne: "Ida" już przeszła do historii i nic tego nie zmieni. Pozostaje pytanie: co zrobimy z tym Oscarem. "To przełamanie pewnego fatum. Dotąd mieliśmy dziewięć nominacji i nigdy się nie udało" - mówił J.A.P. Kaczmarek. Pytanie, czy przełamiemy również "naszą klątwę" - chorobliwy brak wiary w polskie kino. 

O tym, jak akademicy starali się w tym roku "dopieścić" wszystkich nominowanych, świadczy jedno wyróżnienie dla "Gry tajemnic". Dość zaskakuje, że akurat za scenariusz adaptowany. Nominowany także w tej kategorii "Whiplash" wypada znacznie lepiej - lekko i bezpretensjonalnie. Mamy nadzieję, że młody, zdolny Damien Chazelle jeszcze nie raz będzie miał szansę na Oscara. 

Rozczarowani mogą być twórcy filmu "Boyhood". Obraz w reż. Richarda Linklatera miał 6 nominacji, ale zgarnął jedną statuetkę. Za rolę drugoplanową nagrodzono Patricie Arquette. Chyba słusznie - choćby za odwagę, z jaką starzała się na ekranie (film powstawał na przestrzeni 11 lat). Postać, w którą się wcieliła - kobiety po przejściach, matki dwójki dzieci - ujmuje swoją naturalnością. Niedocenienie tego dramatu w pozostałych kategoriach można zrozumieć, może poza jednym wyjątkiem. "Posklejanie" w jedną całość filmu, który tworzono ponad dekadę, było zapewne nie lada wyzwaniem. Jeżeli ktoś pokazał, jak ważny w kinie jest dobry montaż, to właśnie twórcy "Boyhood".

W pozostałych kategoriach raczej nie było wielu zaskoczeń. Wygrywali faworyci od miesięcy okupujący pierwsze miejsca w branżowych rankingach. Wybory były raczej bezpieczne i oczywiste: obraz o Hollywood wygrywa w kategorii najlepszy film, statuetka za pierwszoplanową rolę męską przypada aktorowi wcielającemu się w rolę geniusza zmagającego się z chorobą, a inną statuetkę zgarnia dokument o Snowdenie. Czy to źle? Niekoniecznie, choć odrobina nieprzewidywalności by nie zaszkodziła. Cóż, może za rok. 

TUTAJ ZOBACZYCIE PEŁNĄ LISTĘ LAUREATÓW